piątek, 13 grudnia 2013

Epilog

Nie! To niemożliwe! Cesc musi zostać z nami.. Co się tak w ogóle stało? Nikt nie chciał mi powiedzieć. Nie wiem gdzie miał wypadek, kto go spowodował itd. Dlaczego nikt mi nic nie chciał powiedzieć?!
Jego twarz? Przerażała mnie.. Był cały posiniaczony. Miał kilka szwów na brwi. Rozciętą wargę i kilka siniaków. Ręka w gipsie, noga. Co z jego karierą? Nie dojdzie tak szybko do zdrowia. Wiem coś o tym. Dużo się o tym uczyłam. Ok! Zrobie wszystko, pomoge mu, aby wrócił jak najszybciej do formy. Tylko.. Tylko niech się obudzi. Cesc! Prosze.. Krzyczałam do niego cały czas a on nic. Jakby w ogóle mnie nie słyszał. A jak on? Nie, nie umarł. Żyje. Ale dlaczego nie daje znaku życia. Dlaczego się nie budzi.

Lekarz mówił tylko jedno: Prosze czekać. Nic na razie nie możemy Pani dokładnie powiedzieć. 
Nie chce czekać! Chce, aby już teraz natychmiast się obudził i był tu z nami. Żeby wszystko wróciło do normalności. 

Znów krzyknęłam głośno Cesc! I zerwałam się siadając od razu na łóżku. Oddychałam płytko i szybko. Moje ciało było całe mokre. Ręce trzęsły mi się strasznie a serce biło tak mocno jakby zaraz miało wyskoczyć mi z piersi.
- Charlotte, co się stało? - od razu zerwał się i Cesc ze spania. Spojrzałam na niego robiąc wielkie oczy jakbym pierwszy raz go zobaczyła w życiu. Przysunęła się od razu i mocno wtuliłam się w niego. Z moich oczu od razu napłynęły łzy. Rozpłakałam sie jak małe dziecko. Cesc objął mnie swoimi ramionami nie wiedząc co się dzieje.
- Kochanie, co się stało? Śniło Ci się coś?
- Obiecaj, że mnie nigdy nie zostawisz i będziesz na siebie uważał. Dobrze? Obiecaj!
- Obiecuje, spokojnie. Powiedz co się stało.
- Śniło mi się, że..
- Że?
- Że miałeś wypadek, byłeś prawie cały w gipsie. To było straszne! A do tego wracałeś do Nas z wiadomością o kupnie domu. Matko to było straszne. - pokręciłam glową i opadłam na łóżko przejeżdżając dłońmi po swojej twarzy.
- Oj kochanie. Ale masz sny. Nic mi się nie stanie. Obiecuje. I nie martw się. Wszystko jest dobrze. - przejechał dłonią po moim policzku i musnął moje czoło swoimi ustami. Od razu zrobiło mi się miło i lżej na sercu wiedząc, że jest obok i nic mu nie jest.


Znów czas płynął tak strasznie, że zanim się obejrzałam nadszedł dzień naszego ślubu. Ah. W końcu! Nie mogłam się już doczekać. Ciągłe przygotowania tak mnie zajęły, że w ogóle nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje. Suknia, buty, fryzura, sukieneczka dla Lilki i garnitur dla Cesc'a.. 
Wstałam wcześnie rano oczywiście i przygotowywałam się na ślub. Pomagała mi mama, Shak i Laia. Jakby nie one to nigdy bym się nie wyrobiła i spóźniła na własne wesele. W końcu dotarłam na plaże. Tam miał odbyć się nasz ślub. Gdy wysiadłam z samochodu od razu poprawiłam swoją suknię i spojrzałam przed siebie. Było tak pięknie wszystko przygotowane. Wszyscy już byli między innymi Gerard i Shak, Cristian i Lorena, Laia i Alexis, Leo i Anto, Xavi i Nuria oczywiście Andres i Anna, a także moi rodzice i rodzina Cesc'a. Też był i on. Przystojny jak zawsze. 



Oczywiście o Liliance też nikt nie zapomniał. Mama trzymała moją małą kruszynkę.



Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam przed siebie. Gdy dotarłam do Cesc'a mój uśmiech nie schodził w ogóle z ust. Odetchnęłam głęboko i zaczęliśmy. Wszystko szło tak jak powinno.
- Ja Cesc biorę Ciebie Charlotte za żonę i ślubuję Ci...
Oboje wypowiedzieliśmy tekst przysięgi małżeńskiej. W końcu. Stało się. Nareszcie zostaliśmy prawdziwą rodziną. Która zawsze trzyma się razem. 


Twarzą w twarz, w ciszy zbliżając się do siebie,
Aż wydłużające się skrzydła zapłoną na zagięciach.
Cóż złego może uczynić nam ziemia,
Abyśmy nie mogli pozostać tu, szczęśliwi?
Pomyśl! Gdy wzniesiemy się wyżej, otoczą nas anioły.
Pragnące zrzucić złocistą kroplę doskonałej pieśni.
Do naszej głębokiej, drogiej ciszy.
Zostańmy raczej na ziemi, ukochany.
Niedoskonałe i przekorne ludzkie nastroje cofną się
Odsłaniając czyste dusze i ustępując im miejsca
Gdzie staną na jeden dzień miłości.
Otoczone ciemnością i godziną śmierci,
Rękę ci daję.

               I czy trwać będziemy, ja przy tobie, ty przy mnie, dopóki żyjemy?


piątek, 29 listopada 2013

Rozdział 10

Wróciliśmy do domu około 22:00. Lilka spała słodko w foteliku, który trzymałam. Bałam się bać fotelik Cesc'owi, który troche zabalował z Gerard'em i resztą. Ale wybaczam mu to. W końcu miał co świętować. Wpuściłam go pierwszego do domu i zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Narzeczony od razu powędrował na góre do sypialni. Na szczęście. Trafił do pokoju i zasnął jak małe dziecko w łóżku.
Ja ściągnęłam szpilki w których już nie mogłam chodzić. Weszłam do pokoju Lilki i postawiłam fotelik na łóżku. Delikatnie i powoli wyciągnęłam córeczkę i położyłam ją w łóżeczku. Ściągnęłam z niej sukieneczke i założyłam śpioszki. Na pewno też była bardzo zmęczona. W końcu jak dorwały ją wszystkie ciotki i wujkowie to wcale jej się nie dziwie. Ucałowałam jej czółko na dobranoc i przykryłam kołdrą. Wyszłam po cichu z jej pokoju i poszłam do siebie.
Cesc chrapał jak oszalały. Czułam się jak na stacji kolejowej i jakby zaraz miał nadjechać jakiś pociąg. Roześmiałam się cicho pod nosem i pokręciłam głową. Ściągnęłam z niego spodnie i koszulę, bo niestety nie zdążył już tego zrobić. Przykryłam go i wzięłam na przebranie ciuchy i poszłam do łazienki wziąć prysznic.
Chwila odpoczynku bardzo mi się przydała. Chyba z godzinę spędziłam w wannie. Mogłam sobie pozwolić. Nikt nie stał pod drzwiami i nie pytał czy już wychodze, albo, że trzeba nakarmić Lilianne. 
Gdy wyszłam z wanny, powycierałam się i przebrałam. Rozpuściłam włosy i wróciłam do sypialni. Oczywiście Cesc dalej dawał swój koncert. Położyłam się obok niego i przykryłam kołdrą. Od razu odwróciłam się na bok i wsunęłam pod policzek swoje dłonie. Zamknęłam oczy i również od razu zasnęłam jak mała dziewczynka.


Zjedliśmy śniadanie i posiedzieliśmy wszyscy razem w pokoju. Tak w pokoju. Cesc zrehabilitował się i wstał wcześnie rano przynosząc najpierw Lilke do mnie a potem pyszne tosty i sok. No to mi się podoba. Mógłby tak wyglądać każdy poranek. 
- Jedzcie moje panie a ja uciekam na trening. - odpowiedział a ja spojrzałam na niego lekko zdziwiona.
- Dasz rade ? Bo coś mi się wydaje, że długo na nim nie pociągniesz. - roześmiałam się i pokazałam mu koniuszek jego języka. Lubiłam się z nim drażnić.
- Nie martw się kochanie, nie w takim stanie szło się na trening rano. Bawcie się dobrze. Wróce zapewne za 3 godz. Buzi. - nachylił się najpierw nad małą i ucałował ją a potem mnie dając mi soczystego buziaka.
- Pa. Uważaj na siebie i wróć do nas. - nie wiedziałam dlaczego to powiedziałam. Nigdy tak nie mówiłam gdy się żegnaliśmy. Hm dziwne. 
Dokończyłam śniadanie razem z córeczką a później zaczęłam się z nią bawić. Po zabawie wziełam ją na ręce i położyłam w wózku. Ubrałam się i posprzątałam w pokoju. Zabrałam ze sobą małą i zeszłyśmy na dół. Umyłam naczynia i ogarnęłam z grubsza dom. 
- To co misia? Idziemy na spacer? - nachyliłam się nad małą, która leżała sobie spokojnie w wózku rozglądając się wokoło. Znów wróciłam z nią na dół i ubrałam ją ciepło a potem siebie. Zeszłam z nią na dół i położyłam ja w drugim wózku. Przykryłam kocykiem i wyszłyśmy z domu. Zamknęłam drzwi i jak zawsze skierowałam się z nią w stronę placu zabaw na mały spacer. 

Prawie pół godziny zajęło nam dotarcie na miejsce. Ale moje obolałe nogi nie pozwalały mi na szybkie chodzenie. Usiadłam na ławce i spoglądałam na bawiące się dzieci kołyszą lekko wózek z Lilianną. 
Nie zauważyłam w ogóle kiedy obok mnie usiadła Shak. Ona? Tutaj? Dziwne.
- Cześć Charlotte. Spacer z Lilianką ?
- Tak. - odpowiedziałam i zadałam jej od razu nurtujące mnie pytanie. - A Ty? Ty co tutaj robisz?
- Rozpoznaje teren i zapoznaje się z placami zabaw w Barcelonie. - roześmiała się i uśmiechnęła do mnie. Hm? Czyżby ona i Geri, no ten. Kurcze.
- Jesteś w ciąży? - od razu wydukałam to pytanie czekając na jej odpowiedź.
- Tak, jestem. W końcu. 
- O to gratuluje w takim razie. Ciesze się bardzo. - uśmiechnęłam się i uścisnęłam Shak mocno. - Może wpadniesz do nas? My będziemy już wracać, bo zaraz wróci Cesc z treningu.
- Z treningu? Dziś był trening?
- A nie?
- Gerard nie poszedł. Mówił, że nie ma. Dostali wolne.
Co? Jak to nie ma? To gdzie pojechał Cesc? I dlaczego mnie okłamał? Miałam tyle pytań a nikt nie mógł mi na nie odpowiedzieć. Od razu wstałam z ławki, pożegnałam się z Shak i wróciłam do domu z Lilką.

Minęła już 3 godziny od tego jak pojechałam. Gdzie on jest? Zaczynam się denerwować. Na szczęście Lilka zasnęła. A ja? Ja siedziałam na łóżku i co chwile dzwoniłam do Cesc'a. Cały czas miał wyłączony telefon. Nie wiem co się działo. Czekałam na jakikolwiek sygnał od niego a tu nic, cisza. 

                                                                        ***

Na szczęście udało mi się wyrwać z domu nie mówiąc jej gdzie musze jechać. Skoro miała to być niespodzianka to niespodzianka. Nie zajęło mi długo dotarcie do biura nieruchomości. Tak samo załatwianie formalności związanych z kupnem nowego domu w Barcelonie. Miałem już wybrany, wszystko umówione. Musiałem tylko podpisać i zapłacić. Zrobiłem to i uradowany wróciłem do samochodu. Ruszyłem od razu kompletnie zapominając o pasach. Stwierdziłem, że pojade na skróty. Będzie szybciej przy nich. Pusta, prosta droga ciągnęła się przede mną. Głośna muzyka, porządny samochód to pozwoliłem sobie na małe szaleństwo. Prędkość na liczniku rosła tak szybko, że nie zauważyłem kiedy przekroczyłem 150 km/h. Ucha chany od ucha do ucha poczułem w pewnym momencie jak w bok mojego samochodu mocno i szybko wbija się inne. Samochód od razu przewrócił się na bok koziołkując kilka razu po drodze uderzając i zatrzymując sie na końcu na drzewie. 

                                                                 - Charlotte -

- Pani Charlotte Pique? 
- Tak To ja. O co chodzi?
- Pani partner miał wypadek. Prosze szybko przyjechać do szpitala na ul. Carrer Sant Quinti.

Co? Jaki wypadek? Rozłączyłam się od razu nawet nic nie odpowiadając policjantowi. Byłam w takim szoku, że nie mogłam w ogóle ruszyć się z łóżka. Dopiero po chwili ogarnęłam się i zadzwoniłam do mamy by szybko przyjechała do małej. Nic jej nie powiedziałam. Założyłam na siebie kurtkę i szybko zbiegłam na dół. Wzięłam kluczyki i wyleciałam z domu. Wsiadłam do auta i pojechałam do szpitala.
Nawet nie myślałam o tym, że zostawiłam same dziecko w domu.. 
Po kwadransie dotarłam do szpitala. Oczywiście pod szpitalem już koczowali paparazzi. Szybciej na pewno dowiedzieli się o wypadku niż ja.. 
Dotarłam na sale i stanęłam przed jego łóżkiem. Wyglądał strasznie. Cały poobijany, noga w gipsie. Zawinięta głowa, plastry po twarzy. Rurka intubacyjna i mnóstwo urządzeń wokół niego.
Podeszłam bliżej. Złapałam za jego dłoń i rozpłakałam się jak dziecko. Nie mogłam powstrzymać łez. Po chwili już prawie dusiłam się nimi. Usiadłam na krześle. Uspokoiłam się po chwili. Doszło do mnie, że Cesc miał wypadek. Jest w bardzo ciężkim stanie. 
Nie wiem co z nim będzie. Nie wiem co będzie z nami. Wszystko znów się zepsuło. Posypało się. Prysło w jednym momencie jak bańka mydlana. Moge zapewne już zapomnieć o ślubie i .. Załamałam się kompletnie.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 9

Czas płynął jak woda w rzece. Od zamieszkania w Barcelonie z Cesc'em i Lilką minęło 4 miesiące. Lila była oczkiem w głowie tatusia. Jakby mógł zabierałby ją na wszystkie mecze jak i na treningi. 


Lilka z dnia na dzień była coraz piękniejsza. Dawała już w kość od dawna, ale przynajmniej w domu nie było cicho. 
Zrobiłam kolacje i nałożyłam sobie i Cesc'owi na talerz a Lilce zrobiłam mleko. 
- Kolacja kochani. - krzyknęłam z kuchni i usiadłam przy stole czekając na nich. Po chwili do kuchni wszedł Cesc oczywiście trzymając malutką na rękach. Za każdym razem gdy ich widziałam rozpływałam się na ich widok. Wyglądali uroczo. Cesc usiadł z małą i karmił ją między czasie jedząc swoją kolację. 
- Co robimy dziś wieczorem ? - zapytałam z uśmiechem na ustach. 
- Zobaczysz. - odpowiedział cicho Cesc i uśmiechnął się cwaniacko. Roześmiałam się cicho pod nosem i skończyłam po chwili jeść. Zebrałam wszystko ze stołu i wzięłam od Cesc'a Lilkę, która już była śpiąca i tarła oczka swoimi piąstkami.
- Chodź kochanie, pora spania. - uśmiechnęłam się i od razu przytuliłam ją do siebie i ucałowałam jej rączke. Wyszłam z kuchni poszłam powoli na góre do pokoju malutkiej. Położyłam ją na przewijaku i przebrałam w piżamki i wziełam na ręce. Pochodziłam z nią chwilę po pokoju kołysząc ją delikatnie na rękach. Od razu zasnęła. Ucałowałam jej czółko i położyłam do łóżeczka.


Mój mały słodziak. Wygląda słodko, ale jak śpi jest jeszcze słodsza. Przykryłam jej ciałko kołdrą i wyszłam po cichu z jej pokoju. Udałam się do sypialni i spojrzałam na Cesc'a, który już przebrany leżał pod kołdrą i oglądał mecz. 
- No tak. To dlatego Pan się tak spieszył z tym bym położyła Lilkę. Nie ładnie. - pokręciłam głową i uśmiechnęłam. Nie miałam nic do tego, że w domu także jest obecna piłka nożna chociaż czasami chciałabym, aby chociaż na chwile zniknęła. 
- Oj kochanie. Już się kończy mecz. Zaraz się Tobą zajmę. - poruszał swoimi brwiami i od razu przeszedł mi mini foch. Wiedział jak mnie podejść, by długo sie na niego nie obrażać. 
Przebrałam się zakładając na siebie bieliznę i luźną koszulkę. Weszłam pod kołdre i spojrzałam na czas meczu. Nie kłamał, za 5 min kończył się mecz. Wytrzymam. Mam nadzieje, że nie zasne. Wtedy to ja jutro musiałabym jakoś podejść jego za to, że zasnęłam. Odwróciłam się na bok i leżałam tak tyłem do niego. Ciągnęło mi się to 5 minut strasznie. Moje oczy zamykały się coraz bardziej. Jednak ktoś nie pozwolił mi zasnąć. Poczułam zimną dłoń na moim udzie, która wędrowała coraz wyżej aż znalazła się pod moją koszulką na moim brzuchu. Na szyi poczułam delikatny pocałunek po którym od razu odpłynęłam. Uwielbiałam jego pocałunki, dotyk tą czułość którą mi okazywał zawsze i wszędzie. Odwrócił mnie na plecy i nachylił się nade mną. Szybko ściągnął ze mnie koszulkę, którą rzucił prosto w kwiatek. Przewrócił się i wszystko wysypało się na podłoge.
- Cesc.. - szepnęłam i pokręciłam głową.
- Cii, jakieś skutki rozrabiania w nocy muszą być. - pocałował namiętnie moje usta i przegryzł delikatnie moją dolną wargę swoimi zębami.
Tak znów mnie podszedł i 5 sekundowy foch zniknął. Kurcze, musze przestać tak ulegać. Nie wiem kiedy nawet moje ciało było całkowicie nagie. Nie zastanawiałam się czy reszta kwiatów nie jest ozdobiona w moją bieliznę. Tak samo ja nie zostałam mu dłużna. Szybko pozbyłam się jego ciuchów chociaż nie miał ich dużo na sobie. I dobrze. Szkoda czasu.
Jego dłonie powędrowały w góre po moim udach a moje dłonie zacisnęłam na jego karku. Całował moją szyję, dekolt, piersi i schodził coraz niżej czując jak z każdą chwilą jestem bardziej podniecona pragnąc go jeszcze bardziej i bardziej.. 

Opadłam na łóżko a obok mnie zaraz Cesc. Była już prawie 1 w nocy, ale warto było. Byłam tak bardzo zmęczona i wykończona, że od razu zasnęłam gdy zamknęłam oczy. 

                                                                     - Cesc -

Uwielbiam takie noce. Ale chyba dziś ją nieźle wymęczyłam, bo padła. Roześmiałem się cicho i przykryłem jej ciało i przysunąłem bliżej do siebie. Ucałowałem jej czoło i wtuliłem jej gorące ciało w swoje. Zamknąłem oczy i również zasnąłem od razu. 
Nad ranem obudziłem się pierwszy. I dobrze. Chciałem zrobić jej niespodzianke. Wyrwałem się z jej uścisku powoli by sie nie obudziła i założyłem na siebie bokserki i koszulkę. Wyszedłem z pokoju i poszedłem do kuchni zahaczając po drodze o pokój Lilki. Musiałem zobaczyć czy śpi.
Zrobiłem tosty i kakao dla niej i dla siebie i zabrałem się z tym wszystkim na góre do pokoju. Położyłem tace na łóżku i musnąłem delikatnie jej słodkie usta i czekałem aż się obudzi. Po chwili otworzyła oczy i przeciągnęła się.
- Dzień dobry księżniczko. - szepnąłem i uśmiechnąłem się od razu. - Śniadanie gotowe.
- O dzień dobry kochanie. Śniadanko? A co dobrego dziś zrobiłeś? - zapytała i usiadł na łóżku zakrywając swoje nagie ciało.
- Tosty i kakao. Tak jak Pani lubi. - usiadłem wygodniej na łóżku i zaczęliśmy jeść śniadanie. 

Po kwadransie zjedliśmy śniadanie i położyłem się obok niej na chwile.
- Dziś wieczorem ubierz się ładnie i Lilkę też i wychodzimy. 
- Dziś? A gdzie?
- Zobaczysz wieczorem. A teraz uciekam na trening. - pocałowałem ją i zabrałem tace ze sobą. Wyszedłem z pokoju i poszedłem do kuchni. Zostawiłem wszystko w zlewie i ubrałem dresy klubowe w salonie. Zabrałem torbe na trening i wyszedłem z domu. Wsiadłem do auta i pojechałem na trening.

                                                                - Charlotte -

Ciekawe jaką niespodzianke ma dla nas tata. Powiedziałam cicho do Lilki i wyciągnęłam ją z łóżeczka. Przebrałam ją w czyste ciuszki, przewinęłam i zeszłam na dół, by ją nakarmić. 
Gdy zjadła pobawiłam się z nią w salonie i poszłam na góre ubrać ją ładnie. Zaraz miał wrócić Cesc, więc chociaż Lilka powinna być już ubrana. Założyłam małej sukieneczkę i na to cienki sweterek. Położyłam ją w łóżeczku i szybko poszłam założyć coś na siebie. Weszłam do garderoby i oczywiście nie miałam się w co ubrać. Jednak znalazłam po chwili jakąś czarną sukienkę. Ubrałam ją, pomalowałam się i zaczesałam włosy. Byłam już gotowa a Cesc'a nadal nie było. Po chwili ktoś wszedł do pokoju.
- Pani Pique? Pan Fabregas kazał panią i córkę zabrać w pewne miejsce. Możemy jechać?
Ale o co chodzi? Przecież sam miał wpaść po nas. Trochę się pogubiłam w tym, ale założyłam coś na siebie a potem Lilkę włożyłam do fotelika. Zabrałam torbę z jej rzeczami i zeszliśmy na dół. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy.

Po kwadransie podjechaliśmy pod pewną restauracje. Kierowca pomógł mi wysiąść z Lilką i weszłam razem z nią do środka. Uśmiechnęłam się na widok Gerarda i Shak, Tello i Loreny oraz Alexisa z Laią. Zrobiło mi się na prawde miło, ale nie wiedziałam o co chodzi. Pewnie Cesc wymyślił sobie kolacje we wspólnym gronie. Ale co robiła tu moja mama i tato.. Tak tato. Pojawił się. Trochę mnie zamurowało na jego widok. Dawno nie widziałam mamy, taty i Gerarda razem. Podeszłam do Cesc'a z małą i spojrzałam na niego.
- Co tu się dzieje ?
- Spokojnie. Zaraz się dowiesz kochanie. Daj Lilkę.
- wziął małą i podał ją Shak. Dziwnie się poczułam gdy mała wylądowała w jej rękach. Jednak zaraz poczułam się jeszcze gorzej. Cesc chyba oszalał. Uklęknął przede mną i wyciągnął małe czerwone pudełeczko. Patrzyłam na niego jak głupia a moje oczy wyglądały jak orzechy.
- Charlotte. Bardzo dobrze wiesz jak bardzo Cie kocham. Tak samo jak i nasza córeczkę. Dlatego chciałbym spędzić z Wami życie. Tylko i wyłącznie z Wami. Nie potrzebuje nikogo więcej do szczęścia. Dlatego też pytam teraz, wyjdziesz za mnie? 

W ogóle nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Stałam i patrzyłam na niego jak wryta. Jednak po chwili się ocknęłam. Zobaczyłam w jego oczach lekki strach. Chyba myślał, że wyjdzie na głupka i się nie zgodze.
Uśmiechnęłam się do niego i objęłam dłońmi jego policzki. Musnęłam jego usta i odpowiedziałam:
- Wyjdę za Ciebie. Bardzo chętnie. - roześmiałam się i wtuliłam w jego ciało a on przytulił mnie z całych sił. Założył na mój palec piękny pierścionek. Był taki sam jak wtedy gdy oglądaliśmy razem pierścionki. Wtedy już myślałam, że to zrobi, ale musiałam poczekać na to aż ponad 4 msc. Ale warto było.
- Kocham Cię. 
- Ja Ciebie też. - odpowiedziałam i pocałowałam jeszcze raz jego usta a wszyscy wokoło zaczęli bić nam brawo. Cieszyłam się, że przyszli. Przynajmniej miałam świadków. Wszyscy zaczeli nam gratulować. Wzięłam Lilkę od Shak i ucałował jej czoło a potem to samo zrobił Cesc. Potem zjedliśmy wspólnie kolację, chwilę posiedzieliśmy, wypiliśmy szampana i tak minął nam wszystkim ten miły wieczór, który na pewno zapamiętam do końca życia.
A między nami zaczęła panować zgoda i wszystko zaczęło się układać. W końcu powoli zaczynamy wyglądać jak prawdziwa rodzina. 


Chociaż nikt by nie pomyślał, że może nam się coś jeszcze złego przydarzyć..


_______________________________________________
W końcu o 00:50 skończyłam moje nocne wypociny. Uf. Udało się. Mam nadzieje, że spodoba Wam się rozdział. Miłego czytania i dobranoc ;*

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 8

Po tym jak dowiedziałam się o tym co się stało nie mogłam się długo pozbierać. Moje relacje z Cescem? Hm, oschłe. Nie mogłam mu zaufać a może inaczej, byłam na niego zła, że zostawił mnie i małą. A w ogóle nawet nie zapytał z tego wszystkiego czy będzie miał córeczkę czy synka. Ale wybaczam mu. Na pewno nadal jest w szoku po tym wszystkim. 

Czas płynął, dni leciały a termin porodu zbliżał się dużymi krokami. Już nie mogłam doczekać się tego momentu gdy wezmę moją córeczkę na ręce i ucałuje jej słodkie policzki. Imienia nadal dla niej nie miałam. Zastanawiałam się nad Lilianną, Julianną, Laią, Lią, Synnie czy Blancą, ale tyle tego, że nie wiedziałam jakie wybrać. Wszystkie bardzo mi się podobały.
Cesc wrócił do Barcelony po kilku dniach pobytu u mnie. Ja wróciłam do Cartageny i czekałam na poród. Nie wiedziałam czy będzie przy mnie wtedy. Chociaż bardzo bym tego chciała. 

Siedziałam u siebie i pakowałam swoje ciuchy do torby a potem ubranka dla małej. Musiałam sie przygotowywać już powoli, by później nie pojechać na porodówke bez niczego. Tyle tego spakowałam, że ledwo co zasunęłam walizkę. Ale u mnie to normalne. Zawsze wezmę kilka niepotrzebnych rzeczy ze sobą, by potem nosić dodatkowe kilogramy.
Już prawie skończyłam się pakować gdy do drzwi ktoś zapukał. Powoli doszłam do drzwi i otworzyłam je. Gdy go zobaczyłam miałam ochote od razu uderzyć go w twarz.
- Charlotte. 
- Wyjdź. Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać kłamco! Mam Cie dośc. Nienawidzę Cię! Nie jesteś już moim bratem i nigdy nim nie byłeś! - wykrzyczałam wszystko głośno i złapała się za brzuch. Od razu poczułam ukłucie na dole a mój oddech był płytki i szybki.
- Charlotte, co się dzieje? - zapytał Gerard, który wyglądał na przestraszonego. Kurcze! Jeszcze przez niego musze zacząć rodzić?! Usiadłam na krześle oddychając tak jak uczyłam się w szkole porodowej. 
- Zrób chociaż tyle dla mnie i zawieź mnie do szpitala. Szybko! - krzyknęłam zwijając się z bólu. 

Po kwadransie dotarliśmy do szpitala. Od razu dostałam dobrą opieką. Zajęli się mną lekarze i pielęgniarki. Jednak to jeszcze chwile trwało. Leżałam sama na sali porodowej. Nikogo przy mnie nie było. Tak bardzo chciałam by chociaż ciocia lub Cesc byli ze mną. Gerard tylko ślęczał na korytarzu, ale nie robiło to dla mnie żadnego wrażenia.

                                                                - Gerard -

Sumienie dawało się we znaki. Pewnie wszyscy pomyślą, że go nie mam ani uczuć, ale mylą się. Mam uczucia. I wiem, zrozumiałem, że źle postąpiłem. Nie powinienem tak krzywdzić bliskich mi osób. Nie zasłużyli na to. W szczególności Cesc i Charlotte. Nie miałem innego wyboru. Udałem się ostatnio do Cesca by go przeprosić. Nie chciał mnie wpuścić do domu jednak gdy tak ślęczałem pod jego drzwiami wpuścił mnie i szczerze sobie porozmawialiśmy. Niby mi wybaczył, ale widziałem, że nie było to do końca szczere. Mimo wszystko coś ruszyło między nami. Teraz została mi jeszcze Charlotte.
Wiedziałem, że wróciła już do Cartageny, więc udałem się do domu gdzie pomieszkiwała. Zapukałem do drzwi i gdy otworzyła od razu wybuchnęła. 
- Charlotte. 
- Wyjdź. Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać kłamco! Mam Cie dośc. Nienawidzę Cię! Nie jesteś już moim bratem i nigdy nim nie byłeś! - wykrzyczała mi to prosto w twarz. Poczułem ukłucie w sercu. Czułem, że źle zrobiłem ranić ją przy tym bardzo.
- Charlotte, co się dzieje? - zapytałem a ona była cała blada, siedziała na krześle i szybko oddychała. Zaczęła rodzić? Pomyślałem, nie wiedząc co robić.
- Zrób chociaż tyle dla mnie i zawieź mnie do szpitala. Szybko! - od razu zerwałem się i zabrałem ją i jej walizke i udaliśmy się do szpitala. 

Nie chciała mnie na sali. Wcale jej się nie dziwie. Chociaż chciałem jej jakoś pomóc. 
Wzięłam telefon i napisałem do Cesca:
/ Cześć. Słuchaj Cesc. Charlotte jest w szpitalu. Chyba zaczęła rodzić. Nic nie mówiła żeby Cie powiadomić czy coś, ale na pewno chciałaby abyś był przy niej teraz. /

Wysłałem i czekałem aż odpisze. Jednak nie zrobił tego. A może powinienem zadzwonić? Wtedy miałbym pewność, że wie o porodzie Charlotte. No nic. Może akurat przeczytał. Usiadłem na krześle i czekałem na jakąkolwiek wiadomość od lekarzy. Między czasie powiadomiłem naszą ciocie.

                                                                 - Cesc -

Jak zwykle tęskniłem za Charlotte. Dzwoniłem do niej chyba ze sto razy, ale w ogóle nie odbierała. Pewno coś się stało. No albo nie chce rozmawiać, albo nie może. No nic spokojnie. Bez nerwów.
Leżałem i oglądałem mecz Arsenalu gdy dostałem wiadomość. Pewnie Charlotte. Pomyślałem i wzięłam tel:

/ Cześć. Słuchaj Cesc. Charlotte jest w szpitalu. Chyba zaczęła rodzić. Nic nie mówiła żeby Cie powiadomić czy coś, ale na pewno chciałaby abyś był przy niej teraz. /

Co?! Charlotte rodzi?! Kurde! Od razu ubrałem się i pojechałem na lotnisko. Modliłem się, by mimo wszystko pomogło mi nazwisko i znalazło się dla mnie miejsce na najbliższy lot do Cartageny. 
Udało się! Akurat idealnie trafiłem.
Po kwadransie już wylecieliśmy. Tak bez bagażów. Plus, że zabrałem dokumenty i zamknąłem samochód.
Dobrze, że samolotem do Cartageny to chwila czasu. Złapałem pod lotniskiem taxi i od razu udałem się do szpitala. Wbiegłem do środka i szukałem sali gdzie leżała Charlotte. Wparowałem do środka, ale oczywiście zostałem zatrzymany.
- Pan dokąd?
- No jak dokąd? Do mojej Charlotte. Ona na pewno na mnie czeka.
- Nic nie wspominała żeby kogoś wpuszczać. Prosze wyjść.
- Nie wyjde! Jestem ojcem tego dziecka. Prosze mnie wpuścić. - zrobiłem maślane oczy i upadłem na kolana. No kurde musiała mnie ta wredna baba dopuścić do Charlotte. 
- Niech pan wstaje! Zaraz zapytam czy Pan może wejść.

Uf. Poszła. Oby Charlotte się zgodziła, bo jak nie to jej tego nie wybacze.

                                                               - Charlotte -

Czas leciał, ale nic się nie działo. Tylko wiłam się z bólu. Wiedziałam, że to boli, ale nie, że aż tak. Strasznie chciałam mieć kogoś przy sobie, ale nikogo nie było. Chociaż chwila. Usłyszałam chyba Cesc'a. Ale Cesc? Co on tu robi?

- Pan dokąd?
- No jak dokąd? Do mojej Charlotte. Ona na pewno na mnie czeka.
- Nic nie wspominała żeby kogoś wpuszczać. Prosze wyjść.
- Nie wyjde! Jestem ojcem tego dziecka. Prosze mnie wpuścić.
- Niech pan wstaje! Zaraz zapytam czy Pan może wejść.

Zaśmiałam sie poprzez łzy i pokiwałam głową twierdząco, by go wpuściła. Wbiegł od razu do sali i podszedł do mnie. Uśmiechnął się i musnął moje czoło. Nie czułam się już sama. Wiedziałam, że moge na niego liczyć. Usiadł na krześle obok mojego łóżka i złapał mnie za dłoń.
- Będzie dobrze. - szepnął i uśmiechnął się patrząc na mnie swoimi brązowymi oczami. - Teraz na pewno Was nie zostawie.
Wspaniałe uczucie. Uśmiechnęłam się bardziej i akurat wtedy krzyknęłam głośno z bólu. Ok, czułam, że się zaczęło na prawde. No mała czekała na pewno na tatę, by był z nami od początku. 

W środku nocy skończył się spektakl. Mała urodziła się duża i zdrowa. Cesc przeciął pępowinę i dostałam ją na ręce. Ucałowałam jej policzek poprzez łzy i spojrzałam kątem oka na Cesca czy czasem nie ma zamiaru mdleć. Jednak trzymał się dzielnie. Siedział i wpatrywał się w małą. Od razu było widać, że będzie jego oczkiem w głowie.

Gdy już ona i ja byłyśmy przebrane, zbadane itd leżałyśmy na sali gdzie nikogo nie było. Sala była duża, przytulna i tylko dla Nas. Cesc się postarał. 
- Mogę ją potrzymać? - zapytał nieśmiele a ja podałam mu malutką. Pierwszy raz trzymał ją na rękach. 



Wyglądali przesłodko. Śliny tata i śliczna Lilianna. Cesc stwierdził, że mała będzie nazywać się Lilianna Lia Fabregas. Nie mogłam napatrzeć się na ten widok. Cieszyłam się, że powoli wszystko się układa. Miałam nadzieje, że już tak zostanie na zawsze i będziemy szczęśliwą rodziną. 

                                                             - 2 tyg później -

Dogadałam się w końcu z Cescem. Postanowiliśmy wrócić do Barcelony i tam zamieszkać. Co do Gerarda na razie nic nie postanowiłam. Nie rozmawiałam z nim od czasu porodu. Dzwonił do mnie kilka razy, ale nie miałam ochoty ani go usłyszeć ani zobaczyć.
Cesc kupił nowy, większy dom i zabrał mnie wraz z Lilką do jej pokoju, który sam urządził. Gdy go zobaczyłam nie mogłam uwierzyć. Pokój był śliczny. Postarał się. Wszystko było idealnie urządzone a w rogu stał wymarzony wózek dla córeczki. 
Spojrzałam na niego i musnęłam delikatnie jego słodkie usta.
- Kocham Cię. - szepnęłam by nie obudzić małej. Cesc objął moją twarz w dłonie i pocałował mnie a potem złożył całusa na czole Lilki.
- Ja Was też bardzo kocham i nigdy nie przestane. 

środa, 23 października 2013

Rozdział 7

Nie odpisałam nic na sms-a od Cesca. Nie chciałam z nim rozmawiać. Chociaż kusiło mnie, by dowiedzieć się o co mu chodziło. Dalej nie wiem kto namieszał i w czym. Może kiedyś się dowiem. 
Gdy wstałam rano, umyłam się, ubrałam i spakowałam kilka rzeczy do torby. Jechałam z ciocią na południe Hiszpanii kilka km dalej od Cartageny. Chciała zabrać mnie do jej drugiego mieszkania, które było usytuowane w ciszy i spokoju z dala od ulicznego gwaru. Blisko dobrego szpitala. 
Termin porodu zbliżał się wielkimi krokami. Zaczynałam się już bać. Będę sama. Cristian i Laia nie mogli do mnie dołączyć, a Geri, Geri też nie. Miał inne ważniejsze sprawy. Mama akurat leżała chora w łóżku. No nic, musiałam dać sobie rade sama. Jakoś będzie. Ważne by malutka była zdrowa.

Wieczorem już byłam z ciocią w Maladze. Piękne miasto. Rozpakowałam się w swoim nowym pokoju i wyszłam na balkon. Widok z okna był przepiękny. Od razu się w nim zakochałam. Usiadłam na leżaku i zamknęłam oczy. Musiałam się wyluzować. Za bardzo ostatnio się denerwowałam a lekarz kategorycznie mi tego zabronił. Ale za dużo ostatnio się działo. 
Poleżałam chwile i musiałam zadzwonić do Gerarda. Wzięłam telefon i zadzwoniłam:

- Geri? Cześć. Słuchaj Cesc napisał mi wczoraj, że on już wszystko wie, że nikogo nie miałam, że dziecko jest jego itd i że ktoś strasznie namieszał. Nie wiesz o co chodzi?
- Cześć Charlotte. Cesc Ci tak napisał? Nie, nie wiem o co chodzi. Ale nie słuchaj go. Może za dużo wypił i teraz pieprzy głupoty. Nie przejmuj się nim. Jak malutka?
- Bardzo dobrze. Kopie i rośnie. - roześmiałam się i porozmawiałam chwile jeszcze z nim i rozłączyłam się. Może i miał racje, że Cesc coś wypił i wymyślał głupoty. Bo niby kto mógł namieszać? Eh. To wszystko jest jakieś dziwne. Mam dość. Odłożyłam telefon i położyłam się znów na leżaku. Aż zasnęłam. 

                                                                - Cesc -

Spakowałem się szybko i pojechałam na lotnisko. Kupiłem bilet i wsiadłem w samolot. Dobrze, że czasami przydaje mi się to nazwisko. Samolotem będzie szybciej. Niestety musiałem sam tam dotrzeć, bo ani Tello ani Laia nie mieli jak ze mną lecieć. Wiedziałem tylko, że mam szukać Charlotte w Cartagenie, bo Pique nie chciał nic więcej powiedzieć. Dzwoniłem do niej chyba już ze sto razy, ale nie odbierała. Kurde, że też musiałem się tak wkopać w to bagno. Mam nadzieje, że wszystko się ułoży między nami, bo nie darowałbym sobie tego gdybym stracił ją i dziecko.
Właśnie, dziecko. Przecież Charlotte nie długo rodzi. Nawet nie wiem czy to chłopczyk czy dziewczynka. W ogóle ani razu nie widziałem jej jak wygląda. Straciłem 9 msc. To sporo czasu. 

Nie całą godzinę zajął mi lot do Cartageny. Stanąłem przed lotniskiem i nie wiedziałem co robić. Nie wiedziałam gdzie mam iść przecież nie wiem gdzie mieszka teraz. Zadzwoniłem do Tello-nic nie wiedział, Laia też nie. Kurde. Co mam zrobić? Dzwonie do Charlotte. Oczywiście nie odbierała. Ale zaraz chwila! Jej matka na pewno wie. Zadzwoniłem i ładnie poprosiłem o adres mieszkania Charlotte. Udało się. Wsiadłem do taxi i od razu pojechałem pod wskazany adres.
Zapukałem do drzwi i czekałem aż ktoś mi otworzy. Wyszła pani w fartuszku. 
- Dzień dobry. Jest Charlotte?
- Pani Charlotte nie ma. Wyjechała wraz ze swoją ciocią dziś rano.
Co?! Wyjechała? Znowu? Kurde. Ja to mam pecha. Ledwo ją znalazłem tzn myślałem, że ją znalazłem, ale jednak nie.
- Gdzie wyjechała?
- Nie wiem czy mogę panu powiedzieć. Nie znam pana. - kurde babo jak to nie znasz Fabregasa? Pomyślałem i prosiłem ją o adres chyba z pół godziny. Na szczęście ugięła sie i podała mu ulice i miejscowość do której pojechała. 

                                                             - Charlotte -

Eh, ale mnie zmogło spanie. Chwyciłam za telefon, bo chciałam zobaczyć która godzina, ale od razu rzuciło mi się w oczy ilość nieodebranych połączeń od Cesca. Jeju, czy on nie ma co robić tylko wydzwaniać do mnie? 
Westchnęłam cicho i wstałam z leżaka. Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie kanapki i kakao. Nikogo więcej nie było w domu. Musiałam zostać sama w domu, ale mogłam chociaż odpocząć. Usiadłam i dobrze nie ugryzłam kanapki gdy zadzwonił ktoś dzwonkiem do drzwi. Kurcze kto to? Pomyślałam i wstałam. Podeszłam do drzwi i gdy go zobaczyłam myślałam, że zaczne rodzić.
- Cesc? Co tu robisz?
- No w końcu Cie znalazłem. Musimy poważnie pogadać.
- My nie mamy o czym, nie rozumiesz? Skończyło się. Nie ma nas i nie będzie. Zostawiłeś mnie i dziecko. - powiedziałam i zamknęłam drzwi. Jednak on nie odpuszczał. Dzwonił jak głupi. 
- Charlotte no. To Gerard wszystko wymyślił! On mi powiedział, że Ty masz gościa w Paryżu a Tobie powiedział, że wróciłem do Danielli a to nie prawda!
Co ? Gerard nas okłamał? Otworzyłam drzwi i spojrzałam na niego.
- To Gerard? Kłamiesz. Nie mógłby tego zrobić. Przecież się zmienił. To mój brat. - powiedziałam prawie krzycząc a z moich oczu popłynęły łzy. Cesc nic nie powiedział tylko wszedł do środka i mocno mnie do siebie przytulił. Tak bardzo mi tego brakowało. Tęskniłam za nim, za jego dotykiem i ciepłem.
- Przepraszam Cie. Przepraszam, że go posłuchałem. Nie wiem czemu nie uwierzyłem Tobie. - powiedział a ja w ogóle nie odchodziłam od niego. Cały czas wtulałam się w jego ciało.
- A Daniella i wasz synek?
- Daniella nie jest w ciąży. I nie była. Okłamała mnie i Ciebie. Razem z Gerardem to uknuli. 
- Co? Przecież wysłała mi zdjęcie usg.
- Na pewno to nie było jej zdjęcie. 
Nie mogłam w to uwierzyć co mi mówił. Jak tak mogli? Gerard drugi raz mnie zranił. To nie jest mój brat.. On w ogóle mnie nie szanuje ani nie kocha. Znowu zamydlił mi oczy, by mnie skrzywdzić.

Weszliśmy z Cescem do mojego pokoju. Usiadłam w fotelu i próbowałam to wszystko pojąć i poukładać sobie w głowie. Nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Nie wiem czy mam wybaczyć Cescowi. 

piątek, 18 października 2013

Rozdział 6

Czas tak strasznie płynął, że nie wiedziałam kiedy umknął mi kolejny miesiąc. Powoli oswajałam się z tym, że sama wychowam mojego maluszka. To był już 3 miesiąc, więc mogłam się dowiedzieć czy to chłopiec czy dziewczynka. 
Tak strasznie chciałam się podzielić tą wiadomością, że będę miała córeczka, wszystkim chciałam powiedzieć kogo znam. Nawet Cescowi chciałam dać znać, ale nie. Nie mogłam. Nie może się dowiedzieć. On w ogóle się do mnie nie odzywa. Nie wiem co się z nim dzieje. Zresztą nie pyta o mnie Gerarda, bo zapewne Gerard powiedziałby mi o tym. W końcu mają dobry kontakt ze sobą. 
Tęskniłam za domem, za mamą, za Cristianem, Laią, ale nie mogłam pokazać się w Barcelonie. Dzień za dniem uciekał mi strasznie. Nudziłam się trochę w tej Cartagenie, bo nic nie robiłam. Nie pracowałam, tylko pomagałam cioci i chodziłam na zakupy oraz na plaże. Już zdążyłam nawet kupić kilka ciuszków dla małej. Nad imieniem nie zastanawiałam się jeszcze. Za wcześnie. Przez pół roku jeszcze moja mała może mieć kilka różnych imion. Ale na pewno coś dla niej ładnego znajde. Ubrałam się ciepło i wyszłam z domu na spacer. Dotarłam aż na plaże. Usiadłam na piasku i rozglądałam się myśląc nad tym co się stało i nad tym co się stanie jeszcze.

                                                                - Cesc -

Coraz bardziej zacząłem tęsknić za Monic. Tak bardzo kusiło mnie, by do niej zadzwonić. Dowiedzieć się co u niej, gdzie jest, co robi, kiedy wróci. Ale jednak duma nie pozwalała mi na to.
Po treningu gdy wsiadłem do auta i już miałem ruszać gdy do mojej szyby zapukała ona. Tak, Daniella. Nie wiem co chciała, ale głupio było mi odjechać z piskiem opon. Odsunąłem szybe i zapytałem:
- Jakiś problem?
- Cesc, musimy pogadać. Mam kilka ważnych pytań do Ciebie.
- Do mnie? Niby jakich?
- Pogadajmy w jakieś kawiarni dobrze?
- Ok, wsiadaj,
Wpuściłem ją do samochodu chociaz nie wiedziałem co chce i co kombinuje. Dotarliśmy do pobliskiej kawiarni i usiedliśmy przy stoliku zamawiając dwie kawy. 
- Słucham Cie. Mów szybko, bo nie mam czasu.
- Cesc, nie jesteś już z Monic, prawda? Słyszałam, że Cie zdradziła. Tak mi przykro. Na prawde.
Powiedziała robiąc te swoje smutne oczka. Matko, jak ja mogłem z nią być.
- I to mi chciałaś powiedzieć?
- Nie. Chciałam Ci coś pokazać. - podała mi kopertę a ja w ogóle nie wiedząc co w niej jest otworzyłem i od razu mało nie spadłem z krzesła.
- Co to ma być?!
- Cesc, będziemy mieli synka.
- Że co?! Synka?! Jakiego synka! Przecież nie spaliśmy ze sobą, jakim cudem?
- Oj nie pamiętasz? Kilka miesięcy temu byliśmy razem przecież. Ja już od dawna wiem, ale stwierdziłem, że nic Ci nie powiem, bo zerwałeś ze mną itd itp ale teraz postanowiłam, że powinieneś wiedzieć, więc Ci mówie. Cieszysz się?
Myślałem, że mam zawał. Ona w ciąży ze mną?! I Monic też podobno?! Boże. Zwariuje z tymi laskami. Nie to nie może być prawda. Kurwa! Ale się wkopałem. 
Nie mogłem tam dłużej siedzieć. Musiałem iść. Pożegnałem się z nią i wyszedłem szybko z kawiarni, wsiadłem w samochód i wróciłem do domu. Nie mogłem się ogarnąć przez kilka godzin. To był dla mnie szok. Daniella w ciąży, Monic też.. Ale przeciez Monic nie jest w ciąży ze mną, więc zostaje mi Daniella tylko. Do tego zawsze chciałem mieć synka, by móc brać go na mecze a później z nim grać. Powoli oswajałem się z tą myślą. Musiałem coś zmienić w swoim życiu i zadbać o Danielle i synka.

                                                                    - Monic -

Posiedziałam troche nad wodą i robiło się już zimno. Miałam się już zbierać gdy dostałam mms-a. Hm ciekawe od kogo i co to. Otworzyłam a od razu w oczy rzuciło mi się zdjęcie USG. Czyje to? Nie znam numeru.

/ Witam. Z tej strony Daniella. Myślałaś, że uda Ci się naciagnąć Cesca na kase? Przykro mi. Cesc nie jest taki głupi. Nie uwierzył Ci w ciąży, ale za to i tak Cesc będzie szczęśliwym tatą. Będziemy mieli synka! Pozdrawiam, Dani. /

Co ?! Cesc będzie miał syna z nią ? O Boże. Czemu? Za co to wszystko? Cały czas pod górkę. Od razu po moich policzkach polały się łzy. Wstałam i szybkim chodem wróciłam do mieszkania. Nie mogłam nadal uwierzyć w to, że Cesc zostanie tatą.. A ja? A nasza córeczka? Gdzie ona jest w tym wszystkim? Nie może o niej zapomnieć. Przecież tak samo będzie jego dzieckiem jak i ich syn. To było strasznie. Co takiego zrobiłam, że spotykają mnie takie nieszczęścia? Czy to wszystko przez to, że chciałam zemścić się na Gerardzie?
Wzięłam telefon i nie wytrzymałam. Musiałam napisać do Cesca.

/ Gratuluje synka. Szkoda, że zapominasz w takim razie o mnie i o naszym dziecku. Szkoda. Ale dbaj o nich. Ja dam sobie rade. Monic. /

Wysłałam i od razu poszłam pod kołdre. Zawinęłam się w kłębek i oczywiście moje oczy zalały się łzami. 

                                                          - Jakiś czas później -

- Cristian coś musimy zrobić z Gerardem. Musimy powiedzieć Cescowi, że to Gerard wszystko wymyślił. Monic nie długo rodzi. Do tego ta Daniella. Tak się wszystko skomplikowało. 
- Laia, chodź jedziemy do klubu. Tam powinien być Cesc i Gerard dziś. 

Po kwadransie byliśmy na miejscu. Laia poszła poszukać Cesca a ja wszedłem do szatni gdzie akurat był Gerard.
- Siema. - przywitałem się z nim i od razu przeszedłem do sprawy. - Chyba musimy pogadać.
- My? A o czym to Tello? 
- To Ty wymyśliłeś tą całą szopkę, że Monic ma chłopaka w Paryżu i, że jest z nim w ciązy a nie z Cescem, prawda?
- Co? Co za głupoty gadasz?
- Nie kłam, mam to nagrane. - skłamałem, ale musiałem wziąć go pod włos, by zaczął sypać.
- Ok to ja wymyśliłem tą całą bajke! Monic nie zasługuje na szczęście, nie zasługuje na Cesca. A to dziecko, tak jest Cesca, nie ma żadnego kolesia innego i sama będzie musiała wychować tego dzieciaka. I nie obchodzi mnie to czy da sobie rade czy nie!

                                                                 - Cesc -

Nie wiem po co Laia zaciągnęła mnie pod szatnie. Spieszyłem się do domu, musiałem wpaść do Danielli i przywieźć jej zakupy. Ale ok zgodziłem się by iść z Laią. Gdy dotarłem z nią pod drzwi zakazała mi wchodzić tylko kazała mi słuchać. Śmiać mi się chciało. Co ona wymyśliła? 
Jednak gdy wsłuchałem się dobrze w to co mówił Gerard i Cristian nie mogłem powstrzymać złości. To jednak Monic cały czas mówiła prawde! Ja pieprze. Tyle czasu straciliśmy przez niego. O nie daruje mu tego! Wtargnąłem do szatni i od razu rzuciłem się na Pique.
- Zaraz wybije Ci wszystkie zęby dziadu! I Ty jesteś moim przyjacielem?! Debilu przez Ciebie staciłem Monic i dziecko! - mówiłem wszystko co mi ślina na język przynosiła. Także nie powstrzymałem do wlania mu kilka razy w twarz. Ładnie obiłem mu pysk, ale zasłużył sobie na to! Przyjaciel? Ta. Przyjaciele tak nie robią. 
Tello i Laia powstrzymali mnie bym nie zrobił mu większej krzywdy. A chciałem tak mu nakopać, by go Shak w ogóle nie poznała. 
Wziąłem telefon i od razu zacząłem wydzwaniać do Monic. Ale mogłem się spodziewać tego, że nie odbierze. Nie dziwiłem się jej. Przeciez zostawiłem ją i dziecko w momencie gdzie najbardziej mnie potrzebowali. Nigdy sobie tego nie wybacze i tego co zrobił Gerard też nie. Już nie jest moim przyjacielem.

                                                             - Monic -

Mój brzuszek był coraz większy. Leżałam na łóżku i masowałam go dłońmi. Malutka nadal nie miała imienia. W ogóle nie wiedziałam jakie imie dla niej wybrać. Nikt nawet mi nie pomagał w dawaniu jakichś pomysłów. Przez całą ciąże byłam sama. No dobrze. Ciocia mi bardzo pomagała, ale mimo wszystko nie miałam nikogo przy sobie kto by mnie przytulił, pocałował, "porozmawiał" z córeczką. Trudno. Damy sobie same rade, prawda mała? Powiedziałam sama do siebie i uśmiechnęłam się. Nagle usłyszałam dzwonek telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz i nie mogłam uwierzyć. To Cesc! Dlaczego dzwoni? Po co? Nie, nie chce z nim rozmawiać. 
Odrzucałam każde jego połączenie. Mimo iż chciałam dowiedzieć się co się dzieje. Może coś się stało? Eh. Nagle przyszedł sms:

/ Monic! Przepraszam Cie. Przepraszam, że Cie zostawiłem i dziecko. Wybacz mi. Ale on tak namieszał, że do teraz nie moge się pozbierać po tym co się dowiedziałem. Obiecuje, że to wszystko naprawie. Obiecuje. Kocham Cie i nasze dziecko też! /

Że co prosze? Kto namieszał? Z czym? O co chodzi? Nie wiedziałam co się dzieje teraz. Zaczęłam się już denerwować. Ale musiałam się powstrzymać, by nie zacząć rodzić. Akurat byłam sama w domu. Musiałam jednak dowiedzieć się o co tak na prawde chodzi.

wtorek, 15 października 2013

Rozdział 5

Poranek nie należał do najlepszych. Ze snu wyrwały mnie mdłości, szybko wstałam i pobiegłam do łazienki. Wyszłam po kwadransie cała blada i osłabiona. Znów położyłam się do łóżka i tak miałam przeleżeć cały dzień, ale nie mogłam. Musiałam udać się do klubu i zanieść papiery z uczelni, że biorę urlop dziekański. Nie chciałam tam przychodzić. Nie miałam ochoty pojawiać się na zajęciach a do tego na praktykach w klubie. Oglądać Cesca, który potraktował mnie, nie będe owijać w bawełnę potraktował mnie jak szmate. Nie wiem czy mu to kiedykolwiek wybacze. Postanowiłam wyjechać. Na południe Hiszpanii do mojej chrzestnej. Tam będę miała chwile spokoju i wytchnienia. Mama źle przyjęła wiadomość o ciąży i wyjeździe, ale nie mam innego wyjścia. Nie chce jej tu samej zostawiać, ale musze wyjechać. 

Przespałam sie jeszcze chwilkę i wstałam z łóżka. Ubrałam na siebie luźną koszulkę, jeansy i buty. Do torebki włożyłam kilka potrzebnych rzeczy i papiery. Wyszłam z mieszkania i poszłam na autobus.
Na miejsce dotarłam po 30 minutach. Były okropne korki. 
Gdy stanęłam przed drzwiami, wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka. Na szczęście nie było nikogo na korytarzu. Akurat piłkarze mieli trening na murawie. Zapukałam do drzwi i weszłam do gabinetu medyków.

Wizyta u nich nie należała do najłatwiejszych. Zżyłam się z nimi wszystkimi, ale musiałam odejść. Wyszłam z gabinetu i o mały włos nie zemdlałam. Usiadłam na krześle i powoli przechodziło złe samopoczucie.
- Wszystko w porządku?
Zapytała mnie Laia. Poznalałam ją na jednej z imprez klubowych piłkarzy. Świetna dziewczyna. Da się z nią pogadać o wszystkim i o niczym. Tak samo jak i z Tello, którego dawno nie widziałam.
- Tak tak, już wszystko dobrze. 
- Przyjechałaś na praktyki?
- I tak i nie. Przyniosłam papiery, że na razie rezygnuje.
- Jak to? Dlaczego? Co się dzieje?
- Wyjeżdżam. Sprawy osobiste.
- Chodzi o Cesca? I o tą ciąże?
- Ciąże? Skąd wiesz?
- Wszyscy już o tym mówią. Tzn Cesc już poopowiadał, że podobno go zdradziłaś.
Nie mogłam w to uwierzyć co mówiła Laia. Cesc Ty dupku.. Czemu opowiadasz takie ploty? Pomyślałam i spojrzałam na nią. Musiałam jej to wytłumaczyć. Nie mogłam dopuścić do tego, by krążyły o mnie takie brednie.
- To nie prawda. Nie zdradziłam Cesca. On sobie cos wymyślił, że podobno ja mam kogoś w Paryżu i że to z tym kolesiem jestem w ciązy a nie z nim. A mówie tak, bo podobno chce od niego kase na dziecko. - pokręciłam głową i westchnęłam a na moich policzkach pojawiły sie pojedyncze łzy.
- Ej Monic, spokojnie. Nie możesz się teraz denerwować. Ja Ci wierze. Na prawde.- uśmiechneła się do mnie i przytuliła mnie mocno do siebie. Czułam, że mam w kimś oparcie. Że ktoś w końcu mi zaufał. Uśmiechnęłam sie lekko, ale zaraz mój uśmiech zniknąl gdy zobaczyłam na końcu korytarza jego. Szedł w naszą stronę, ale gdy mnie zobaczył stanął, odwrócił się i odszedł. Uciekł. Przede mną. Czułam do niego taką złość, że miałam ochote mu coś zrobić. Jednak musiałam z nim porozmawiać ostatni raz.
Pożegnałam się z Laią i poczekałam obok samochodu Cesca na niego. Wystałam się trochę jak głupia. Jakby wiedział, że czekam i aż sobie pójde. Ale nie! Nigdzie się nie rusze. Nie mam nic na sumieniu, ale mimo wszystko zależy mi i chce to wyjaśnić.

- Czego chcesz?
- Chce porozmawiać.
- My nie mamy o czym rozmawiać.
- Mamy. Po pierwsze nie życze sobie takich plotek na mój temat, które gadasz w klubie a po drugie mówie ostatni raz, że Cię nie zdradziłam a dziecko jest Twoje. Wierzysz mi? Czy nie?
- Nie. - odpowiedział sucho i wsiadł do auta. Odsunęłam się a on odjechał. 

Wróciłam do domu i od razu zaczęłam się pakować. Płakałam i szybko wkładałam ubrania do walizki. Postanowiłam, że w ogóle nie odezwe się do niego. I na pewno nie zobaczy dziecka. Nie chce kogoś takiego kto w ogóle mi nie ufa. 
Za 2 godziny miałam samolot do Cartageny. Mama odwiozła mnie na lotnisko. Pożegnałam się z nią i z Gerardem, który pojawił się na lotnisku z Shak.
- Geri, nie mów Cescowi gdzie jade. Nie chce by wiedział. Dobrze?
- Nie ma sprawy Monic. - przytulił mnie mocno i poszłam do samolotu.

                                                             - Cartagena -

Po 1,5 godz lotu byłam na miejscu. Z lotniska odebrała mnie chrzestna i od razu pojechałyśmy do jej domu. Rozpakowałam się i porozmawiałam z nią chwile. Chciała wiedzieć co się dzieje.

Mój czas w Cartagenie leciał bardzo szybko. Dzień za dniem tak szybko biegł. Bardzo tęskniłam za Cescem. Wiele razy kusiło mnie by napisać, zadzwonić do niego. Wysłać mu zdjęcie USG dziecka, ale nie. Nie mogłam tego zrobić. Ja nie miałam nic na sumieniu. Nie zdradziłam go. Nie byłam niczemu winna. Kiedy prawda wyjdzie na jaw na pewno będzie żałował, że zostawił mnie i dziecko.

                                                       - Cristian i Laia-

Tak bardzo tęskniłem za Monic. Bardzo dawno jej nie widziałem chyba już 2 miesiące minęło od kiedy wyjechała. Mamy kontakt, ale to nie to samo jak widzimy się oko w oko. Jednak coś mi tu nie pasowało. Gerard i Cesc trzymali się razem jak zawsze najlepsi przyjaciele. No ale skoro Cesc zdradził Monic to Geri raczej nie powinien z nim rozmawiać skoro skrzywdził jego siostre. Dziwne to.
Dotarłem do klubu na kolejny trening. W drzwiach przywitałem się z Laią, która odwoziła Alexisa na trening.
- Cześć Laia. Co słychać?
- A wiesz co leci z dnia na dzień. Nie wiesz co u Monic?
- A żyje sobie w Cartagenie. Odpoczywa, opala się itd jednym słowem obija sie. - roześmiałam się dochodząc razem z nią koło drzwi szatni.
- Cristian posłuchaj. - Laia powiedziała szeptem i przybliżyła się do drzwi szatni podsłuchując rozmowe Gerarda, który rozmawiał przez telefon. 

                                                               - Gerard -

Przebierałem się przed treningiem kiedy to zadzwonił mój telefon, wziąłem go do ręki i odebrałem:
- No siema cześć. Co tam? U mnie wszystko dobrze a nawet świetnie. Pozbyłem się Monic. Rozumiesz to? Udało się po raz kolejny. Wyjechała do Cartageny a Cesc nie jest z nią na szczęście. A właśnie pewnie słyszałeś, że jest z nim w ciąży, ale chłopak myśli, że nie i niech tak zostanie. - zaśmiałem się głośno rozmawiając jeszcze przez chwile ze znajomym.
- Ale z niej głupia laska.

                                                          - Cristian i Laia -

Oniemiałem z wrażenia. To wszystko wymyślił jej własny brat? Ja pierdole co za świnia. Niszczy szczęście osób, które na prawde się kochają. Co za dupek!
- Zaraz mu coś zrobie. - chciałem wejść do szatni, ale powstrzymała mnie Laia.
- Nie. Zwariowałeś? Potem się wszystkiego wyprze jak będziemy chcieli pogadać z nim a Cesc będzie słuchał. Nie zepsuj tego.
Ok przekonała mnie. Musiałem coś zrobić, by to wszystko wyjaśnić. Nie chciałem, by związek Cesca i Monic poszedł na marne przez jakiegoś typa. Wiedziałem, że coś nie gra! Co za cham.

                                                                 - Cesc -

Nie chciało mi się w ogóle chodzić na treningi. Już ponad 2 msc nie miałem żadnego kontaktu z Monic. Strasznie za nią tęskniłem. Nie wiedziałem co się z nią dzieje. Nie wiedziałem gdzie jest, z kim, co robi. Już się pogubiłem w tym wszystkim. A jak na prawde to dziecko jest moje? A nie tego typa. Nie darowałbym sobie tego wszystkiego. Straciłbym ją i dziecko. Ale Gerard jest moim przyjacielem i bratem Monic, więc na pewno wie co i jak było na prawde i nie okłamałby mnie. Nie wiem kurde! Nie wiem co mam myśleć. 
Na pewno mnie zdradziła! Poleciała do tego Paryża nawet się ze mną nie żegnając. Zależy jej na pewno tylko na kasie i na niczym innym nie. Ma tupet dziewczyna. Jak mogłem się w niej zakochać i tak namieszać w swoim życiu.