piątek, 29 listopada 2013

Rozdział 10

Wróciliśmy do domu około 22:00. Lilka spała słodko w foteliku, który trzymałam. Bałam się bać fotelik Cesc'owi, który troche zabalował z Gerard'em i resztą. Ale wybaczam mu to. W końcu miał co świętować. Wpuściłam go pierwszego do domu i zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Narzeczony od razu powędrował na góre do sypialni. Na szczęście. Trafił do pokoju i zasnął jak małe dziecko w łóżku.
Ja ściągnęłam szpilki w których już nie mogłam chodzić. Weszłam do pokoju Lilki i postawiłam fotelik na łóżku. Delikatnie i powoli wyciągnęłam córeczkę i położyłam ją w łóżeczku. Ściągnęłam z niej sukieneczke i założyłam śpioszki. Na pewno też była bardzo zmęczona. W końcu jak dorwały ją wszystkie ciotki i wujkowie to wcale jej się nie dziwie. Ucałowałam jej czółko na dobranoc i przykryłam kołdrą. Wyszłam po cichu z jej pokoju i poszłam do siebie.
Cesc chrapał jak oszalały. Czułam się jak na stacji kolejowej i jakby zaraz miał nadjechać jakiś pociąg. Roześmiałam się cicho pod nosem i pokręciłam głową. Ściągnęłam z niego spodnie i koszulę, bo niestety nie zdążył już tego zrobić. Przykryłam go i wzięłam na przebranie ciuchy i poszłam do łazienki wziąć prysznic.
Chwila odpoczynku bardzo mi się przydała. Chyba z godzinę spędziłam w wannie. Mogłam sobie pozwolić. Nikt nie stał pod drzwiami i nie pytał czy już wychodze, albo, że trzeba nakarmić Lilianne. 
Gdy wyszłam z wanny, powycierałam się i przebrałam. Rozpuściłam włosy i wróciłam do sypialni. Oczywiście Cesc dalej dawał swój koncert. Położyłam się obok niego i przykryłam kołdrą. Od razu odwróciłam się na bok i wsunęłam pod policzek swoje dłonie. Zamknęłam oczy i również od razu zasnęłam jak mała dziewczynka.


Zjedliśmy śniadanie i posiedzieliśmy wszyscy razem w pokoju. Tak w pokoju. Cesc zrehabilitował się i wstał wcześnie rano przynosząc najpierw Lilke do mnie a potem pyszne tosty i sok. No to mi się podoba. Mógłby tak wyglądać każdy poranek. 
- Jedzcie moje panie a ja uciekam na trening. - odpowiedział a ja spojrzałam na niego lekko zdziwiona.
- Dasz rade ? Bo coś mi się wydaje, że długo na nim nie pociągniesz. - roześmiałam się i pokazałam mu koniuszek jego języka. Lubiłam się z nim drażnić.
- Nie martw się kochanie, nie w takim stanie szło się na trening rano. Bawcie się dobrze. Wróce zapewne za 3 godz. Buzi. - nachylił się najpierw nad małą i ucałował ją a potem mnie dając mi soczystego buziaka.
- Pa. Uważaj na siebie i wróć do nas. - nie wiedziałam dlaczego to powiedziałam. Nigdy tak nie mówiłam gdy się żegnaliśmy. Hm dziwne. 
Dokończyłam śniadanie razem z córeczką a później zaczęłam się z nią bawić. Po zabawie wziełam ją na ręce i położyłam w wózku. Ubrałam się i posprzątałam w pokoju. Zabrałam ze sobą małą i zeszłyśmy na dół. Umyłam naczynia i ogarnęłam z grubsza dom. 
- To co misia? Idziemy na spacer? - nachyliłam się nad małą, która leżała sobie spokojnie w wózku rozglądając się wokoło. Znów wróciłam z nią na dół i ubrałam ją ciepło a potem siebie. Zeszłam z nią na dół i położyłam ja w drugim wózku. Przykryłam kocykiem i wyszłyśmy z domu. Zamknęłam drzwi i jak zawsze skierowałam się z nią w stronę placu zabaw na mały spacer. 

Prawie pół godziny zajęło nam dotarcie na miejsce. Ale moje obolałe nogi nie pozwalały mi na szybkie chodzenie. Usiadłam na ławce i spoglądałam na bawiące się dzieci kołyszą lekko wózek z Lilianną. 
Nie zauważyłam w ogóle kiedy obok mnie usiadła Shak. Ona? Tutaj? Dziwne.
- Cześć Charlotte. Spacer z Lilianką ?
- Tak. - odpowiedziałam i zadałam jej od razu nurtujące mnie pytanie. - A Ty? Ty co tutaj robisz?
- Rozpoznaje teren i zapoznaje się z placami zabaw w Barcelonie. - roześmiała się i uśmiechnęła do mnie. Hm? Czyżby ona i Geri, no ten. Kurcze.
- Jesteś w ciąży? - od razu wydukałam to pytanie czekając na jej odpowiedź.
- Tak, jestem. W końcu. 
- O to gratuluje w takim razie. Ciesze się bardzo. - uśmiechnęłam się i uścisnęłam Shak mocno. - Może wpadniesz do nas? My będziemy już wracać, bo zaraz wróci Cesc z treningu.
- Z treningu? Dziś był trening?
- A nie?
- Gerard nie poszedł. Mówił, że nie ma. Dostali wolne.
Co? Jak to nie ma? To gdzie pojechał Cesc? I dlaczego mnie okłamał? Miałam tyle pytań a nikt nie mógł mi na nie odpowiedzieć. Od razu wstałam z ławki, pożegnałam się z Shak i wróciłam do domu z Lilką.

Minęła już 3 godziny od tego jak pojechałam. Gdzie on jest? Zaczynam się denerwować. Na szczęście Lilka zasnęła. A ja? Ja siedziałam na łóżku i co chwile dzwoniłam do Cesc'a. Cały czas miał wyłączony telefon. Nie wiem co się działo. Czekałam na jakikolwiek sygnał od niego a tu nic, cisza. 

                                                                        ***

Na szczęście udało mi się wyrwać z domu nie mówiąc jej gdzie musze jechać. Skoro miała to być niespodzianka to niespodzianka. Nie zajęło mi długo dotarcie do biura nieruchomości. Tak samo załatwianie formalności związanych z kupnem nowego domu w Barcelonie. Miałem już wybrany, wszystko umówione. Musiałem tylko podpisać i zapłacić. Zrobiłem to i uradowany wróciłem do samochodu. Ruszyłem od razu kompletnie zapominając o pasach. Stwierdziłem, że pojade na skróty. Będzie szybciej przy nich. Pusta, prosta droga ciągnęła się przede mną. Głośna muzyka, porządny samochód to pozwoliłem sobie na małe szaleństwo. Prędkość na liczniku rosła tak szybko, że nie zauważyłem kiedy przekroczyłem 150 km/h. Ucha chany od ucha do ucha poczułem w pewnym momencie jak w bok mojego samochodu mocno i szybko wbija się inne. Samochód od razu przewrócił się na bok koziołkując kilka razu po drodze uderzając i zatrzymując sie na końcu na drzewie. 

                                                                 - Charlotte -

- Pani Charlotte Pique? 
- Tak To ja. O co chodzi?
- Pani partner miał wypadek. Prosze szybko przyjechać do szpitala na ul. Carrer Sant Quinti.

Co? Jaki wypadek? Rozłączyłam się od razu nawet nic nie odpowiadając policjantowi. Byłam w takim szoku, że nie mogłam w ogóle ruszyć się z łóżka. Dopiero po chwili ogarnęłam się i zadzwoniłam do mamy by szybko przyjechała do małej. Nic jej nie powiedziałam. Założyłam na siebie kurtkę i szybko zbiegłam na dół. Wzięłam kluczyki i wyleciałam z domu. Wsiadłam do auta i pojechałam do szpitala.
Nawet nie myślałam o tym, że zostawiłam same dziecko w domu.. 
Po kwadransie dotarłam do szpitala. Oczywiście pod szpitalem już koczowali paparazzi. Szybciej na pewno dowiedzieli się o wypadku niż ja.. 
Dotarłam na sale i stanęłam przed jego łóżkiem. Wyglądał strasznie. Cały poobijany, noga w gipsie. Zawinięta głowa, plastry po twarzy. Rurka intubacyjna i mnóstwo urządzeń wokół niego.
Podeszłam bliżej. Złapałam za jego dłoń i rozpłakałam się jak dziecko. Nie mogłam powstrzymać łez. Po chwili już prawie dusiłam się nimi. Usiadłam na krześle. Uspokoiłam się po chwili. Doszło do mnie, że Cesc miał wypadek. Jest w bardzo ciężkim stanie. 
Nie wiem co z nim będzie. Nie wiem co będzie z nami. Wszystko znów się zepsuło. Posypało się. Prysło w jednym momencie jak bańka mydlana. Moge zapewne już zapomnieć o ślubie i .. Załamałam się kompletnie.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 9

Czas płynął jak woda w rzece. Od zamieszkania w Barcelonie z Cesc'em i Lilką minęło 4 miesiące. Lila była oczkiem w głowie tatusia. Jakby mógł zabierałby ją na wszystkie mecze jak i na treningi. 


Lilka z dnia na dzień była coraz piękniejsza. Dawała już w kość od dawna, ale przynajmniej w domu nie było cicho. 
Zrobiłam kolacje i nałożyłam sobie i Cesc'owi na talerz a Lilce zrobiłam mleko. 
- Kolacja kochani. - krzyknęłam z kuchni i usiadłam przy stole czekając na nich. Po chwili do kuchni wszedł Cesc oczywiście trzymając malutką na rękach. Za każdym razem gdy ich widziałam rozpływałam się na ich widok. Wyglądali uroczo. Cesc usiadł z małą i karmił ją między czasie jedząc swoją kolację. 
- Co robimy dziś wieczorem ? - zapytałam z uśmiechem na ustach. 
- Zobaczysz. - odpowiedział cicho Cesc i uśmiechnął się cwaniacko. Roześmiałam się cicho pod nosem i skończyłam po chwili jeść. Zebrałam wszystko ze stołu i wzięłam od Cesc'a Lilkę, która już była śpiąca i tarła oczka swoimi piąstkami.
- Chodź kochanie, pora spania. - uśmiechnęłam się i od razu przytuliłam ją do siebie i ucałowałam jej rączke. Wyszłam z kuchni poszłam powoli na góre do pokoju malutkiej. Położyłam ją na przewijaku i przebrałam w piżamki i wziełam na ręce. Pochodziłam z nią chwilę po pokoju kołysząc ją delikatnie na rękach. Od razu zasnęła. Ucałowałam jej czółko i położyłam do łóżeczka.


Mój mały słodziak. Wygląda słodko, ale jak śpi jest jeszcze słodsza. Przykryłam jej ciałko kołdrą i wyszłam po cichu z jej pokoju. Udałam się do sypialni i spojrzałam na Cesc'a, który już przebrany leżał pod kołdrą i oglądał mecz. 
- No tak. To dlatego Pan się tak spieszył z tym bym położyła Lilkę. Nie ładnie. - pokręciłam głową i uśmiechnęłam. Nie miałam nic do tego, że w domu także jest obecna piłka nożna chociaż czasami chciałabym, aby chociaż na chwile zniknęła. 
- Oj kochanie. Już się kończy mecz. Zaraz się Tobą zajmę. - poruszał swoimi brwiami i od razu przeszedł mi mini foch. Wiedział jak mnie podejść, by długo sie na niego nie obrażać. 
Przebrałam się zakładając na siebie bieliznę i luźną koszulkę. Weszłam pod kołdre i spojrzałam na czas meczu. Nie kłamał, za 5 min kończył się mecz. Wytrzymam. Mam nadzieje, że nie zasne. Wtedy to ja jutro musiałabym jakoś podejść jego za to, że zasnęłam. Odwróciłam się na bok i leżałam tak tyłem do niego. Ciągnęło mi się to 5 minut strasznie. Moje oczy zamykały się coraz bardziej. Jednak ktoś nie pozwolił mi zasnąć. Poczułam zimną dłoń na moim udzie, która wędrowała coraz wyżej aż znalazła się pod moją koszulką na moim brzuchu. Na szyi poczułam delikatny pocałunek po którym od razu odpłynęłam. Uwielbiałam jego pocałunki, dotyk tą czułość którą mi okazywał zawsze i wszędzie. Odwrócił mnie na plecy i nachylił się nade mną. Szybko ściągnął ze mnie koszulkę, którą rzucił prosto w kwiatek. Przewrócił się i wszystko wysypało się na podłoge.
- Cesc.. - szepnęłam i pokręciłam głową.
- Cii, jakieś skutki rozrabiania w nocy muszą być. - pocałował namiętnie moje usta i przegryzł delikatnie moją dolną wargę swoimi zębami.
Tak znów mnie podszedł i 5 sekundowy foch zniknął. Kurcze, musze przestać tak ulegać. Nie wiem kiedy nawet moje ciało było całkowicie nagie. Nie zastanawiałam się czy reszta kwiatów nie jest ozdobiona w moją bieliznę. Tak samo ja nie zostałam mu dłużna. Szybko pozbyłam się jego ciuchów chociaż nie miał ich dużo na sobie. I dobrze. Szkoda czasu.
Jego dłonie powędrowały w góre po moim udach a moje dłonie zacisnęłam na jego karku. Całował moją szyję, dekolt, piersi i schodził coraz niżej czując jak z każdą chwilą jestem bardziej podniecona pragnąc go jeszcze bardziej i bardziej.. 

Opadłam na łóżko a obok mnie zaraz Cesc. Była już prawie 1 w nocy, ale warto było. Byłam tak bardzo zmęczona i wykończona, że od razu zasnęłam gdy zamknęłam oczy. 

                                                                     - Cesc -

Uwielbiam takie noce. Ale chyba dziś ją nieźle wymęczyłam, bo padła. Roześmiałem się cicho i przykryłem jej ciało i przysunąłem bliżej do siebie. Ucałowałem jej czoło i wtuliłem jej gorące ciało w swoje. Zamknąłem oczy i również zasnąłem od razu. 
Nad ranem obudziłem się pierwszy. I dobrze. Chciałem zrobić jej niespodzianke. Wyrwałem się z jej uścisku powoli by sie nie obudziła i założyłem na siebie bokserki i koszulkę. Wyszedłem z pokoju i poszedłem do kuchni zahaczając po drodze o pokój Lilki. Musiałem zobaczyć czy śpi.
Zrobiłem tosty i kakao dla niej i dla siebie i zabrałem się z tym wszystkim na góre do pokoju. Położyłem tace na łóżku i musnąłem delikatnie jej słodkie usta i czekałem aż się obudzi. Po chwili otworzyła oczy i przeciągnęła się.
- Dzień dobry księżniczko. - szepnąłem i uśmiechnąłem się od razu. - Śniadanie gotowe.
- O dzień dobry kochanie. Śniadanko? A co dobrego dziś zrobiłeś? - zapytała i usiadł na łóżku zakrywając swoje nagie ciało.
- Tosty i kakao. Tak jak Pani lubi. - usiadłem wygodniej na łóżku i zaczęliśmy jeść śniadanie. 

Po kwadransie zjedliśmy śniadanie i położyłem się obok niej na chwile.
- Dziś wieczorem ubierz się ładnie i Lilkę też i wychodzimy. 
- Dziś? A gdzie?
- Zobaczysz wieczorem. A teraz uciekam na trening. - pocałowałem ją i zabrałem tace ze sobą. Wyszedłem z pokoju i poszedłem do kuchni. Zostawiłem wszystko w zlewie i ubrałem dresy klubowe w salonie. Zabrałem torbe na trening i wyszedłem z domu. Wsiadłem do auta i pojechałem na trening.

                                                                - Charlotte -

Ciekawe jaką niespodzianke ma dla nas tata. Powiedziałam cicho do Lilki i wyciągnęłam ją z łóżeczka. Przebrałam ją w czyste ciuszki, przewinęłam i zeszłam na dół, by ją nakarmić. 
Gdy zjadła pobawiłam się z nią w salonie i poszłam na góre ubrać ją ładnie. Zaraz miał wrócić Cesc, więc chociaż Lilka powinna być już ubrana. Założyłam małej sukieneczkę i na to cienki sweterek. Położyłam ją w łóżeczku i szybko poszłam założyć coś na siebie. Weszłam do garderoby i oczywiście nie miałam się w co ubrać. Jednak znalazłam po chwili jakąś czarną sukienkę. Ubrałam ją, pomalowałam się i zaczesałam włosy. Byłam już gotowa a Cesc'a nadal nie było. Po chwili ktoś wszedł do pokoju.
- Pani Pique? Pan Fabregas kazał panią i córkę zabrać w pewne miejsce. Możemy jechać?
Ale o co chodzi? Przecież sam miał wpaść po nas. Trochę się pogubiłam w tym, ale założyłam coś na siebie a potem Lilkę włożyłam do fotelika. Zabrałam torbę z jej rzeczami i zeszliśmy na dół. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy.

Po kwadransie podjechaliśmy pod pewną restauracje. Kierowca pomógł mi wysiąść z Lilką i weszłam razem z nią do środka. Uśmiechnęłam się na widok Gerarda i Shak, Tello i Loreny oraz Alexisa z Laią. Zrobiło mi się na prawde miło, ale nie wiedziałam o co chodzi. Pewnie Cesc wymyślił sobie kolacje we wspólnym gronie. Ale co robiła tu moja mama i tato.. Tak tato. Pojawił się. Trochę mnie zamurowało na jego widok. Dawno nie widziałam mamy, taty i Gerarda razem. Podeszłam do Cesc'a z małą i spojrzałam na niego.
- Co tu się dzieje ?
- Spokojnie. Zaraz się dowiesz kochanie. Daj Lilkę.
- wziął małą i podał ją Shak. Dziwnie się poczułam gdy mała wylądowała w jej rękach. Jednak zaraz poczułam się jeszcze gorzej. Cesc chyba oszalał. Uklęknął przede mną i wyciągnął małe czerwone pudełeczko. Patrzyłam na niego jak głupia a moje oczy wyglądały jak orzechy.
- Charlotte. Bardzo dobrze wiesz jak bardzo Cie kocham. Tak samo jak i nasza córeczkę. Dlatego chciałbym spędzić z Wami życie. Tylko i wyłącznie z Wami. Nie potrzebuje nikogo więcej do szczęścia. Dlatego też pytam teraz, wyjdziesz za mnie? 

W ogóle nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Stałam i patrzyłam na niego jak wryta. Jednak po chwili się ocknęłam. Zobaczyłam w jego oczach lekki strach. Chyba myślał, że wyjdzie na głupka i się nie zgodze.
Uśmiechnęłam się do niego i objęłam dłońmi jego policzki. Musnęłam jego usta i odpowiedziałam:
- Wyjdę za Ciebie. Bardzo chętnie. - roześmiałam się i wtuliłam w jego ciało a on przytulił mnie z całych sił. Założył na mój palec piękny pierścionek. Był taki sam jak wtedy gdy oglądaliśmy razem pierścionki. Wtedy już myślałam, że to zrobi, ale musiałam poczekać na to aż ponad 4 msc. Ale warto było.
- Kocham Cię. 
- Ja Ciebie też. - odpowiedziałam i pocałowałam jeszcze raz jego usta a wszyscy wokoło zaczęli bić nam brawo. Cieszyłam się, że przyszli. Przynajmniej miałam świadków. Wszyscy zaczeli nam gratulować. Wzięłam Lilkę od Shak i ucałował jej czoło a potem to samo zrobił Cesc. Potem zjedliśmy wspólnie kolację, chwilę posiedzieliśmy, wypiliśmy szampana i tak minął nam wszystkim ten miły wieczór, który na pewno zapamiętam do końca życia.
A między nami zaczęła panować zgoda i wszystko zaczęło się układać. W końcu powoli zaczynamy wyglądać jak prawdziwa rodzina. 


Chociaż nikt by nie pomyślał, że może nam się coś jeszcze złego przydarzyć..


_______________________________________________
W końcu o 00:50 skończyłam moje nocne wypociny. Uf. Udało się. Mam nadzieje, że spodoba Wam się rozdział. Miłego czytania i dobranoc ;*

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 8

Po tym jak dowiedziałam się o tym co się stało nie mogłam się długo pozbierać. Moje relacje z Cescem? Hm, oschłe. Nie mogłam mu zaufać a może inaczej, byłam na niego zła, że zostawił mnie i małą. A w ogóle nawet nie zapytał z tego wszystkiego czy będzie miał córeczkę czy synka. Ale wybaczam mu. Na pewno nadal jest w szoku po tym wszystkim. 

Czas płynął, dni leciały a termin porodu zbliżał się dużymi krokami. Już nie mogłam doczekać się tego momentu gdy wezmę moją córeczkę na ręce i ucałuje jej słodkie policzki. Imienia nadal dla niej nie miałam. Zastanawiałam się nad Lilianną, Julianną, Laią, Lią, Synnie czy Blancą, ale tyle tego, że nie wiedziałam jakie wybrać. Wszystkie bardzo mi się podobały.
Cesc wrócił do Barcelony po kilku dniach pobytu u mnie. Ja wróciłam do Cartageny i czekałam na poród. Nie wiedziałam czy będzie przy mnie wtedy. Chociaż bardzo bym tego chciała. 

Siedziałam u siebie i pakowałam swoje ciuchy do torby a potem ubranka dla małej. Musiałam sie przygotowywać już powoli, by później nie pojechać na porodówke bez niczego. Tyle tego spakowałam, że ledwo co zasunęłam walizkę. Ale u mnie to normalne. Zawsze wezmę kilka niepotrzebnych rzeczy ze sobą, by potem nosić dodatkowe kilogramy.
Już prawie skończyłam się pakować gdy do drzwi ktoś zapukał. Powoli doszłam do drzwi i otworzyłam je. Gdy go zobaczyłam miałam ochote od razu uderzyć go w twarz.
- Charlotte. 
- Wyjdź. Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać kłamco! Mam Cie dośc. Nienawidzę Cię! Nie jesteś już moim bratem i nigdy nim nie byłeś! - wykrzyczałam wszystko głośno i złapała się za brzuch. Od razu poczułam ukłucie na dole a mój oddech był płytki i szybki.
- Charlotte, co się dzieje? - zapytał Gerard, który wyglądał na przestraszonego. Kurcze! Jeszcze przez niego musze zacząć rodzić?! Usiadłam na krześle oddychając tak jak uczyłam się w szkole porodowej. 
- Zrób chociaż tyle dla mnie i zawieź mnie do szpitala. Szybko! - krzyknęłam zwijając się z bólu. 

Po kwadransie dotarliśmy do szpitala. Od razu dostałam dobrą opieką. Zajęli się mną lekarze i pielęgniarki. Jednak to jeszcze chwile trwało. Leżałam sama na sali porodowej. Nikogo przy mnie nie było. Tak bardzo chciałam by chociaż ciocia lub Cesc byli ze mną. Gerard tylko ślęczał na korytarzu, ale nie robiło to dla mnie żadnego wrażenia.

                                                                - Gerard -

Sumienie dawało się we znaki. Pewnie wszyscy pomyślą, że go nie mam ani uczuć, ale mylą się. Mam uczucia. I wiem, zrozumiałem, że źle postąpiłem. Nie powinienem tak krzywdzić bliskich mi osób. Nie zasłużyli na to. W szczególności Cesc i Charlotte. Nie miałem innego wyboru. Udałem się ostatnio do Cesca by go przeprosić. Nie chciał mnie wpuścić do domu jednak gdy tak ślęczałem pod jego drzwiami wpuścił mnie i szczerze sobie porozmawialiśmy. Niby mi wybaczył, ale widziałem, że nie było to do końca szczere. Mimo wszystko coś ruszyło między nami. Teraz została mi jeszcze Charlotte.
Wiedziałem, że wróciła już do Cartageny, więc udałem się do domu gdzie pomieszkiwała. Zapukałem do drzwi i gdy otworzyła od razu wybuchnęła. 
- Charlotte. 
- Wyjdź. Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać kłamco! Mam Cie dośc. Nienawidzę Cię! Nie jesteś już moim bratem i nigdy nim nie byłeś! - wykrzyczała mi to prosto w twarz. Poczułem ukłucie w sercu. Czułem, że źle zrobiłem ranić ją przy tym bardzo.
- Charlotte, co się dzieje? - zapytałem a ona była cała blada, siedziała na krześle i szybko oddychała. Zaczęła rodzić? Pomyślałem, nie wiedząc co robić.
- Zrób chociaż tyle dla mnie i zawieź mnie do szpitala. Szybko! - od razu zerwałem się i zabrałem ją i jej walizke i udaliśmy się do szpitala. 

Nie chciała mnie na sali. Wcale jej się nie dziwie. Chociaż chciałem jej jakoś pomóc. 
Wzięłam telefon i napisałem do Cesca:
/ Cześć. Słuchaj Cesc. Charlotte jest w szpitalu. Chyba zaczęła rodzić. Nic nie mówiła żeby Cie powiadomić czy coś, ale na pewno chciałaby abyś był przy niej teraz. /

Wysłałem i czekałem aż odpisze. Jednak nie zrobił tego. A może powinienem zadzwonić? Wtedy miałbym pewność, że wie o porodzie Charlotte. No nic. Może akurat przeczytał. Usiadłem na krześle i czekałem na jakąkolwiek wiadomość od lekarzy. Między czasie powiadomiłem naszą ciocie.

                                                                 - Cesc -

Jak zwykle tęskniłem za Charlotte. Dzwoniłem do niej chyba ze sto razy, ale w ogóle nie odbierała. Pewno coś się stało. No albo nie chce rozmawiać, albo nie może. No nic spokojnie. Bez nerwów.
Leżałem i oglądałem mecz Arsenalu gdy dostałem wiadomość. Pewnie Charlotte. Pomyślałem i wzięłam tel:

/ Cześć. Słuchaj Cesc. Charlotte jest w szpitalu. Chyba zaczęła rodzić. Nic nie mówiła żeby Cie powiadomić czy coś, ale na pewno chciałaby abyś był przy niej teraz. /

Co?! Charlotte rodzi?! Kurde! Od razu ubrałem się i pojechałem na lotnisko. Modliłem się, by mimo wszystko pomogło mi nazwisko i znalazło się dla mnie miejsce na najbliższy lot do Cartageny. 
Udało się! Akurat idealnie trafiłem.
Po kwadransie już wylecieliśmy. Tak bez bagażów. Plus, że zabrałem dokumenty i zamknąłem samochód.
Dobrze, że samolotem do Cartageny to chwila czasu. Złapałem pod lotniskiem taxi i od razu udałem się do szpitala. Wbiegłem do środka i szukałem sali gdzie leżała Charlotte. Wparowałem do środka, ale oczywiście zostałem zatrzymany.
- Pan dokąd?
- No jak dokąd? Do mojej Charlotte. Ona na pewno na mnie czeka.
- Nic nie wspominała żeby kogoś wpuszczać. Prosze wyjść.
- Nie wyjde! Jestem ojcem tego dziecka. Prosze mnie wpuścić. - zrobiłem maślane oczy i upadłem na kolana. No kurde musiała mnie ta wredna baba dopuścić do Charlotte. 
- Niech pan wstaje! Zaraz zapytam czy Pan może wejść.

Uf. Poszła. Oby Charlotte się zgodziła, bo jak nie to jej tego nie wybacze.

                                                               - Charlotte -

Czas leciał, ale nic się nie działo. Tylko wiłam się z bólu. Wiedziałam, że to boli, ale nie, że aż tak. Strasznie chciałam mieć kogoś przy sobie, ale nikogo nie było. Chociaż chwila. Usłyszałam chyba Cesc'a. Ale Cesc? Co on tu robi?

- Pan dokąd?
- No jak dokąd? Do mojej Charlotte. Ona na pewno na mnie czeka.
- Nic nie wspominała żeby kogoś wpuszczać. Prosze wyjść.
- Nie wyjde! Jestem ojcem tego dziecka. Prosze mnie wpuścić.
- Niech pan wstaje! Zaraz zapytam czy Pan może wejść.

Zaśmiałam sie poprzez łzy i pokiwałam głową twierdząco, by go wpuściła. Wbiegł od razu do sali i podszedł do mnie. Uśmiechnął się i musnął moje czoło. Nie czułam się już sama. Wiedziałam, że moge na niego liczyć. Usiadł na krześle obok mojego łóżka i złapał mnie za dłoń.
- Będzie dobrze. - szepnął i uśmiechnął się patrząc na mnie swoimi brązowymi oczami. - Teraz na pewno Was nie zostawie.
Wspaniałe uczucie. Uśmiechnęłam się bardziej i akurat wtedy krzyknęłam głośno z bólu. Ok, czułam, że się zaczęło na prawde. No mała czekała na pewno na tatę, by był z nami od początku. 

W środku nocy skończył się spektakl. Mała urodziła się duża i zdrowa. Cesc przeciął pępowinę i dostałam ją na ręce. Ucałowałam jej policzek poprzez łzy i spojrzałam kątem oka na Cesca czy czasem nie ma zamiaru mdleć. Jednak trzymał się dzielnie. Siedział i wpatrywał się w małą. Od razu było widać, że będzie jego oczkiem w głowie.

Gdy już ona i ja byłyśmy przebrane, zbadane itd leżałyśmy na sali gdzie nikogo nie było. Sala była duża, przytulna i tylko dla Nas. Cesc się postarał. 
- Mogę ją potrzymać? - zapytał nieśmiele a ja podałam mu malutką. Pierwszy raz trzymał ją na rękach. 



Wyglądali przesłodko. Śliny tata i śliczna Lilianna. Cesc stwierdził, że mała będzie nazywać się Lilianna Lia Fabregas. Nie mogłam napatrzeć się na ten widok. Cieszyłam się, że powoli wszystko się układa. Miałam nadzieje, że już tak zostanie na zawsze i będziemy szczęśliwą rodziną. 

                                                             - 2 tyg później -

Dogadałam się w końcu z Cescem. Postanowiliśmy wrócić do Barcelony i tam zamieszkać. Co do Gerarda na razie nic nie postanowiłam. Nie rozmawiałam z nim od czasu porodu. Dzwonił do mnie kilka razy, ale nie miałam ochoty ani go usłyszeć ani zobaczyć.
Cesc kupił nowy, większy dom i zabrał mnie wraz z Lilką do jej pokoju, który sam urządził. Gdy go zobaczyłam nie mogłam uwierzyć. Pokój był śliczny. Postarał się. Wszystko było idealnie urządzone a w rogu stał wymarzony wózek dla córeczki. 
Spojrzałam na niego i musnęłam delikatnie jego słodkie usta.
- Kocham Cię. - szepnęłam by nie obudzić małej. Cesc objął moją twarz w dłonie i pocałował mnie a potem złożył całusa na czole Lilki.
- Ja Was też bardzo kocham i nigdy nie przestane.