piątek, 29 listopada 2013

Rozdział 10

Wróciliśmy do domu około 22:00. Lilka spała słodko w foteliku, który trzymałam. Bałam się bać fotelik Cesc'owi, który troche zabalował z Gerard'em i resztą. Ale wybaczam mu to. W końcu miał co świętować. Wpuściłam go pierwszego do domu i zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Narzeczony od razu powędrował na góre do sypialni. Na szczęście. Trafił do pokoju i zasnął jak małe dziecko w łóżku.
Ja ściągnęłam szpilki w których już nie mogłam chodzić. Weszłam do pokoju Lilki i postawiłam fotelik na łóżku. Delikatnie i powoli wyciągnęłam córeczkę i położyłam ją w łóżeczku. Ściągnęłam z niej sukieneczke i założyłam śpioszki. Na pewno też była bardzo zmęczona. W końcu jak dorwały ją wszystkie ciotki i wujkowie to wcale jej się nie dziwie. Ucałowałam jej czółko na dobranoc i przykryłam kołdrą. Wyszłam po cichu z jej pokoju i poszłam do siebie.
Cesc chrapał jak oszalały. Czułam się jak na stacji kolejowej i jakby zaraz miał nadjechać jakiś pociąg. Roześmiałam się cicho pod nosem i pokręciłam głową. Ściągnęłam z niego spodnie i koszulę, bo niestety nie zdążył już tego zrobić. Przykryłam go i wzięłam na przebranie ciuchy i poszłam do łazienki wziąć prysznic.
Chwila odpoczynku bardzo mi się przydała. Chyba z godzinę spędziłam w wannie. Mogłam sobie pozwolić. Nikt nie stał pod drzwiami i nie pytał czy już wychodze, albo, że trzeba nakarmić Lilianne. 
Gdy wyszłam z wanny, powycierałam się i przebrałam. Rozpuściłam włosy i wróciłam do sypialni. Oczywiście Cesc dalej dawał swój koncert. Położyłam się obok niego i przykryłam kołdrą. Od razu odwróciłam się na bok i wsunęłam pod policzek swoje dłonie. Zamknęłam oczy i również od razu zasnęłam jak mała dziewczynka.


Zjedliśmy śniadanie i posiedzieliśmy wszyscy razem w pokoju. Tak w pokoju. Cesc zrehabilitował się i wstał wcześnie rano przynosząc najpierw Lilke do mnie a potem pyszne tosty i sok. No to mi się podoba. Mógłby tak wyglądać każdy poranek. 
- Jedzcie moje panie a ja uciekam na trening. - odpowiedział a ja spojrzałam na niego lekko zdziwiona.
- Dasz rade ? Bo coś mi się wydaje, że długo na nim nie pociągniesz. - roześmiałam się i pokazałam mu koniuszek jego języka. Lubiłam się z nim drażnić.
- Nie martw się kochanie, nie w takim stanie szło się na trening rano. Bawcie się dobrze. Wróce zapewne za 3 godz. Buzi. - nachylił się najpierw nad małą i ucałował ją a potem mnie dając mi soczystego buziaka.
- Pa. Uważaj na siebie i wróć do nas. - nie wiedziałam dlaczego to powiedziałam. Nigdy tak nie mówiłam gdy się żegnaliśmy. Hm dziwne. 
Dokończyłam śniadanie razem z córeczką a później zaczęłam się z nią bawić. Po zabawie wziełam ją na ręce i położyłam w wózku. Ubrałam się i posprzątałam w pokoju. Zabrałam ze sobą małą i zeszłyśmy na dół. Umyłam naczynia i ogarnęłam z grubsza dom. 
- To co misia? Idziemy na spacer? - nachyliłam się nad małą, która leżała sobie spokojnie w wózku rozglądając się wokoło. Znów wróciłam z nią na dół i ubrałam ją ciepło a potem siebie. Zeszłam z nią na dół i położyłam ja w drugim wózku. Przykryłam kocykiem i wyszłyśmy z domu. Zamknęłam drzwi i jak zawsze skierowałam się z nią w stronę placu zabaw na mały spacer. 

Prawie pół godziny zajęło nam dotarcie na miejsce. Ale moje obolałe nogi nie pozwalały mi na szybkie chodzenie. Usiadłam na ławce i spoglądałam na bawiące się dzieci kołyszą lekko wózek z Lilianną. 
Nie zauważyłam w ogóle kiedy obok mnie usiadła Shak. Ona? Tutaj? Dziwne.
- Cześć Charlotte. Spacer z Lilianką ?
- Tak. - odpowiedziałam i zadałam jej od razu nurtujące mnie pytanie. - A Ty? Ty co tutaj robisz?
- Rozpoznaje teren i zapoznaje się z placami zabaw w Barcelonie. - roześmiała się i uśmiechnęła do mnie. Hm? Czyżby ona i Geri, no ten. Kurcze.
- Jesteś w ciąży? - od razu wydukałam to pytanie czekając na jej odpowiedź.
- Tak, jestem. W końcu. 
- O to gratuluje w takim razie. Ciesze się bardzo. - uśmiechnęłam się i uścisnęłam Shak mocno. - Może wpadniesz do nas? My będziemy już wracać, bo zaraz wróci Cesc z treningu.
- Z treningu? Dziś był trening?
- A nie?
- Gerard nie poszedł. Mówił, że nie ma. Dostali wolne.
Co? Jak to nie ma? To gdzie pojechał Cesc? I dlaczego mnie okłamał? Miałam tyle pytań a nikt nie mógł mi na nie odpowiedzieć. Od razu wstałam z ławki, pożegnałam się z Shak i wróciłam do domu z Lilką.

Minęła już 3 godziny od tego jak pojechałam. Gdzie on jest? Zaczynam się denerwować. Na szczęście Lilka zasnęła. A ja? Ja siedziałam na łóżku i co chwile dzwoniłam do Cesc'a. Cały czas miał wyłączony telefon. Nie wiem co się działo. Czekałam na jakikolwiek sygnał od niego a tu nic, cisza. 

                                                                        ***

Na szczęście udało mi się wyrwać z domu nie mówiąc jej gdzie musze jechać. Skoro miała to być niespodzianka to niespodzianka. Nie zajęło mi długo dotarcie do biura nieruchomości. Tak samo załatwianie formalności związanych z kupnem nowego domu w Barcelonie. Miałem już wybrany, wszystko umówione. Musiałem tylko podpisać i zapłacić. Zrobiłem to i uradowany wróciłem do samochodu. Ruszyłem od razu kompletnie zapominając o pasach. Stwierdziłem, że pojade na skróty. Będzie szybciej przy nich. Pusta, prosta droga ciągnęła się przede mną. Głośna muzyka, porządny samochód to pozwoliłem sobie na małe szaleństwo. Prędkość na liczniku rosła tak szybko, że nie zauważyłem kiedy przekroczyłem 150 km/h. Ucha chany od ucha do ucha poczułem w pewnym momencie jak w bok mojego samochodu mocno i szybko wbija się inne. Samochód od razu przewrócił się na bok koziołkując kilka razu po drodze uderzając i zatrzymując sie na końcu na drzewie. 

                                                                 - Charlotte -

- Pani Charlotte Pique? 
- Tak To ja. O co chodzi?
- Pani partner miał wypadek. Prosze szybko przyjechać do szpitala na ul. Carrer Sant Quinti.

Co? Jaki wypadek? Rozłączyłam się od razu nawet nic nie odpowiadając policjantowi. Byłam w takim szoku, że nie mogłam w ogóle ruszyć się z łóżka. Dopiero po chwili ogarnęłam się i zadzwoniłam do mamy by szybko przyjechała do małej. Nic jej nie powiedziałam. Założyłam na siebie kurtkę i szybko zbiegłam na dół. Wzięłam kluczyki i wyleciałam z domu. Wsiadłam do auta i pojechałam do szpitala.
Nawet nie myślałam o tym, że zostawiłam same dziecko w domu.. 
Po kwadransie dotarłam do szpitala. Oczywiście pod szpitalem już koczowali paparazzi. Szybciej na pewno dowiedzieli się o wypadku niż ja.. 
Dotarłam na sale i stanęłam przed jego łóżkiem. Wyglądał strasznie. Cały poobijany, noga w gipsie. Zawinięta głowa, plastry po twarzy. Rurka intubacyjna i mnóstwo urządzeń wokół niego.
Podeszłam bliżej. Złapałam za jego dłoń i rozpłakałam się jak dziecko. Nie mogłam powstrzymać łez. Po chwili już prawie dusiłam się nimi. Usiadłam na krześle. Uspokoiłam się po chwili. Doszło do mnie, że Cesc miał wypadek. Jest w bardzo ciężkim stanie. 
Nie wiem co z nim będzie. Nie wiem co będzie z nami. Wszystko znów się zepsuło. Posypało się. Prysło w jednym momencie jak bańka mydlana. Moge zapewne już zapomnieć o ślubie i .. Załamałam się kompletnie.

3 komentarze:

  1. O mamuniu! :c Biedny Cesc! Biedna Charlotte! mam nadzieję,że szybko wyliże się z tego! :c
    Weny.. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj :c Ale się porobiło :c Oby nic poważnego. Czekam na kolejny i dużo weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Tylko go nie uśmiercaj!
    Mam nadzieje, że im sie ułoży..

    OdpowiedzUsuń